Przyjaciel to drugi Ty. Osoba,
która zawsze Cię zrozumie, zawsze pomoże i zawsze jest obok, nawet gdy sam tego
nie chcesz. To cichy Anioł, który podąża krok za krokiem za Tobą. Jeśli
odejdzie...znaczy, że nie był Twoim Aniołem...
Jego szczęście
było dla nich najcenniejsze. Uśmiech, tak promienny i radosny, sprawiał, że ich
obawy znikały. Martwili się o niego, czasami może aż za bardzo. Odkąd go
poznali, traktują jak członka rodziny. Jest jak brat, nawet ktoś więcej.
Czasami mają go dosyć, ale gdy go nie ma...czegoś im brakuje. Dla nich stał się
nieodłącznym elementem ich codziennego życia. On, uwielbia z nim grać.
Uwielbia każdy trening, mecz, ćwiczenia. Kiedy dostrzega go kilka metrów dalej
na murawie, wie, że zaraz może być mu potrzebny. Kiedy widzi go, jak biegnie z
piłką w kierunku bramki, rusza za nim. Kiedy piłka wpada do siatki, ich
rozpiera radość. Kiedy masz przyjaciela, jesteś szczęśliwy. Tak po prostu...
Obejmował swoją
ukochaną, stojąc wraz z nią na schodach do domu i patrzyli jak blond włosy
chłopak wsiada do swojego samochodu, wcześniej machając do nich. Mimowolnie się
uśmiechnęli, a on odwzajemnił się tym samym. Po chwili było słychać tylko ryk
silnika a czarny samochód zniknął im z oczu.
- Jest szczęśliwy.
Nie cieszysz się ? - Lewandowska spojrzała na męża, na twarzy którego
dostrzegała mieszane uczucia.
- Cieszę się,
ale...też się martwię. Jest podobnie jak z Emily. A co jeśli skończy się tak
samo ?
- Nie porównuj
Magdy do Emily. To dwie różne osoby. Poza tym, Marco jest dorosły. Wie co robi.
Nie możemy mu wskazywać drogi w życiu...
- Wiem... Tyle, że
on nie jest chyba jeszcze gotowy. On nie dorósł do bycia z kimś, tak na
poważnie. - zakończył swoją myśl i w milczeniu wszedł do środka.
*
Podziemny parking zapełniony
samochodami na który zajechał, oświetlały jedynie nieliczne lampy, dające
poblask jasności. Odstawił swój samochód na wyznaczone miejsce, wyjął kluczyk
ze stacyjki i wysiadł. Ciągle uśmiechnięty pokonał cały plac, kierując się do
windy by po zaledwie kilku sekundach znaleźć się na piętrze, gdzie mieścił się
jego apartament. Kluczyki, które jeszcze przed chwilą spoczywały w kieszeni
spodni, ponownie znalazły się w jego dłoni, by mógł otworzyć drzwi swojego
lokum. Słysząc dźwięk przesuwającego się wewnętrznego zamka, chwycił za klamkę
i popchał drzwi, mogąc już znaleźć się wewnątrz.
- Na noc się do domu nie wraca,
panie Reus ? - obejrzał się za siebie, dostrzegając swojego przyjaciela
opierającego się o beżową ścianę klatki schodowej.
- Nick ? Kiedy wróciłeś ?
Myślałem, że jeszcze do końca tygodnia będziesz u rodziców... - przeczesał
swoje włosy, nadal patrząc na przyjaciela.
- Musiałem wrócić jednak
wcześniej. Praca. - westchnął. - Ale nie ma mnie zaledwie kilka dni, a tu
proszę. Naburmuszony Marco tryska energią i to z samego rana. - zaśmiał się. -
Co te kobiety z tobą robią, co ? - skrzyżował ręce.
- Nie kobiety. Jedna kobieta.
Wyjątkowa. - odpowiedział, po czym wszedł do swojego mieszkania.
*
Kiedy tylko otworzyła drzwi
ośrodka, dobiegły ją okrzyki z sali zabaw, a ona od razu zaśmiała się sama do
siebie. Czeka ją osiem godzin spędzonych w gronie dzieci, które ciągną ja za
sobą by coś pokazać lub by się z nimi pobawiła. Zajęcie, choć czasami wkurzające
daje jej ogromną satysfakcję.
Workowatą torbę, którą zawsze
ma ze sobą pozostawiła w przeznaczonym do tego pomieszczeniu i zajęła się
swoimi obowiązkami. Na początek uporządkowała wszystkie dokumenty, zapiski
odnośnie domu dziecka i podopiecznych a kiedy skończyła postanowiła udać się do
dzieci.
Sala była dość dużym
pomieszczeniem, w którym znajdowało się kilka stolików i małych krzesełek, a
przy ścianach stały drewniane, jasnego koloru regały wypełnione zabawkami i
książkami. Przez środek rozścielony był tęczowy dywan, który zazwyczaj był
ledwo dostrzegalny przez to, że to na nim bawiła sie większość dzieciaków. Okna
i firany ozdobione dziecięcymi rysunkami, dodawały przyjaznej atmosfery.
Stając w przejściu, poczuła jak
mała dziewczynka rzuca sie na nią. Drobniutkimi raczkami objęła ją najmocniej
jak potrafiła.
- Meg ! - pisnęła i nadal wtulała
sie w jej ciało. - Widziałaś kto przyszedł do nas ? - spojrzała na nią
wielkimi, błękitnymi oczami, które przepełnione były radością. To miłe uczucie,
gdy dostrzegasz radość w oczach dziecka, które na ogół jest smutne i
przygnębione.
- Kto taki ? - kucnęła by móc
być równą wobec Lary
- Pszczółka ! Taka duża ! I
bawi sie z nami ! - mówiła tak prędko, że ledwo zrozumiale. Magda, nieco
zaskoczona spojrzała na inne pracownice, w tym Jane, a one wskazały
jej...pszczółkę. Tak jak mówiła Lara. Dziewczynka zaśmiała sie i prędko
pobiegła do reszty dzieci.
- Kto to jest ? - Ostaszewska
usiadła obok Jane, która układała książki.
- To jest...Emma. Maskotka
Borussi. Tylko mi nie mów, że o tym nie wiedziałaś. - znacząco poruszała
brwiami.
- O czym ?
- To nie jest sprawka Marco ? -
zapytała. - Myślałam, że to wasz pomysł...
- Nie! Nic mi wspominał, że
miałby...Nie, to na pewno nie jego pomysł. Zresztą, mówił, że ma dzisiaj wiele
spraw do załatwienia...
- To ciekawe, kto jest pod tym
przykryciem. Nic nie mówi, tylko bawi się z dziećmi. - odparła, a następnie
wróciła do poprzedniej czynności.
*
W małym pomieszczeniu panował
półmrok, a za oknem dostrzegalne było czyste niebo pokryte licznymi gwiazdami.
Większość dzieci poszła już spać, więc Magda usiadła przy stoliku i zajęła się
jeszcze papierkową robotą. Nadal zastanawiała się, czyim pomysłem było
pojawienie się klubowej maskotki w domu dziecka. Zaprzątało jej to umysł całe
popołudnie i za wszelką cenę chciałaby poznać osobę, kryjącą się pod żółto
czarnym kostiumem.
Znudzona, odłożyła stertę
białych papierów na bok, po czym wstała i podeszła do szafki, na której mieścił
się elektryczny czajnik. Nastawiła go, by zrobić sobie ulubionej herbaty, a w
oczekiwaniu na gorącą wodę, wyjęła puszkę w torebkami naparu i jedną z nich wrzuciła
do swojego kubka. Podpierając sie o blat, nawet nie dostrzegła, że w
międzyczasie ktoś pojawił sie obok. Stanął za nią, objął w pasie i mocno
przytulił. Czynność ta sprawiała mu trochę trudności, zważywszy na jego
puszysty kostium, który nadal miał na sobie. Magda, była tak bardzo skupiona na
samej sobie, że gdy tylko poczuła jak ktoś ją dotyka, gwałtownie się odwróciła
i pisnęła z przerażenia. Po chwili już, na jej twarzy gościł uśmiech na widok
żółto czarnej maskotki.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś
o swoim pomyśle ? - zapytała zarzucając ręce na jego szyi. Milczał, kręcąc
wielką głową. - Acha, rozumiem... - zmrużyła oczy - Pszczoły nie mówią ? -
zaśmiała się cichutko. Chwyciła za pluszową głowę, którą jednym ruchem zdjęła, dostrzegając
jego roześmianą twarz. Jego włosy sterczały we wszystkie możliwe strony, więc
swoimi zwinnymi palcami lekko jej poprawiła, przywracając do ładu. Objął ją
jeszcze mocniej i uniósł, a ona usiadła na blacie szafki, ciągle patrząc mu w
oczy. Był taki spokojny, opanowany. Przybliżył się do niej, spierając z jej
czołem. Czuła na skórze jego ciepły oddech, co przyprawiało ją o przyjemne
dreszcze. Zamknęła oczy aby po chwili poczuć jego pocałunek, którym ją obdarzył,
w którym zatraciła sie do końca.