środa, 4 listopada 2015

Epilog

Czasem wydaje ci się, że nie masz nic, a tak naprawdę masz wszystko. A czasem wydaje ci się, że masz wszystko,  a nie masz nic.


Stawiała pojedyncze kroki, idąc wzdłuż miejscowego dworca. Ciągła za sobą walizkę, niewielką, przez co momentami odwracała się za siebie, by mieć pewność, że wciąż ją ma. Mroźny wiatr targał jej włosami, które utrudniały patrzenie przed siebie. Nie mając już siły by iść dalej, choćby na przystanek autobusowy, usiadła na drewnianej ławce, wcześniej strzepując z niej delikatną pokrywę śnieżną. Czuła jak ciało odmawia jej posłuszeństwa. Chwilami zastanawiała się czy bardziej ją ono boli, czy dusza, która w tej chwili miała na sobie tysiące ran, które pewnie już nigdy się nie zagoją. Teraz każde najmniejsze wspomnienie uderzało ją z podwójną siłą, przez co opadała nie mogąc się już podnieść. A teraz nie miała nikogo, kto pomógłby jej wstać, kto podał by dłoń.


- Dlaczego to zrobiłeś? Nie miałeś prawa... - zaczęła gniewnym głosem.
- Dlaczego? Nie wiesz tego? Może dlatego, że mi tego brakowało, ciebie mi brakowało. Może dlatego, że chcę cię przy sobie mieć, chcę cie przy sobie zatrzymać już na zawsze. A może dlatego, że cię kocham? Nie miałem prawa? A do czego ja jeszcze mam prawo? Nie mogę cię pocałować, nie mogę cię dotknąć...A mogę chociaż na ciebie patrzeć? - jego głos był inny. Jednocześnie smutny i rozzłoszczony.
- O co ci chodzi?!
- O co mi chodzi?! O co tobie chodzi! Gubię się w tym, rozumiesz?  Dlaczego my nie potrafimy ze sobą rozmawiać? Dlaczego zaraz zaczyna się kłótnia? Ja nie chce się kłócić, nie chcę cię tracić. Zrozum, że mi...na tobie zależy. Na tym by być z tobą. Wiesz dlaczego nie chcę się z tobą przyjaźnić? Bo boję się, że tak cię stracę.
- Wiesz, że mnie nie stracisz. Jak możesz tak myśleć... - próbowała go jakoś...pocieszyć? Chyba tak.
- Widzisz, najwidoczniej mogę. Ja nie będę potrafił być twoim przyjacielem. Nie mogę powiedzieć, że gdy nadarzy się okazja, to cię nie pocałuję. Pewnie nie będę mógł się oprzeć i to zrobię. Gdy zobaczę, że ktoś inny, jakiś obcy facet się do ciebie zbliży...nie będę miał zahamowań. Wiesz co? Czasami, gdy jesteś obok, gdy my jesteśmy sami, mam ochotę zamknąć nas w pomieszczeniu tak, byśmy nigdy z niego nie wyszli. Mam wtedy takie głupie myśli...Wydaje mi się wtedy, że nikt mi ciebie nie zabierze, że będziesz moja, tylko moja...Tak bardzo...tak cholernie bardzo mi na tobie zależy. Meg, ja cię kocham... - w oczach widać było łzy - Kocham i nie potrafię przestać. Co mam zrobić byś ty...
- Nie rób nic.
- Nie mogę, rozumiesz? Nie mogę siedzieć i bezczynnie patrzeć jak odchodzisz.
- Myślisz, że odejdę?
- A nie odejdziesz? - zapanowała cisza, która dla niego oznaczała jedno, Jednak po chwili, dziewczyna odpowiedziała
- Nie. - tyle, że nie była tak do końca pewna...


Pojedyncze łzy zaczęły spływać po jej zziębniętych policzkach, a drobne  łzy już po chwili zamieniły się w gorzki płacz, którego nie mogła powstrzymać. Mijały kolejne minuty, czas płynął nieubłaganie a ona siedziała, niczym bezdomna, owinięta puchową kurtką, cała zapłakana. Kiedy zaczęło robić się coraz ciemniej i ciemniej, powoli starała się otrząsnąć. Z kieszeni wyjęła chusteczkę, którą nieco otarła zmoczoną od płaczu twarz i ruszyła przed siebie. Czuła na sobie ten pytający wzrok przechodniów, którzy mijali ją na chodniku. Jednak teraz, nie miało to dla niej znaczenia. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim dawnym, nieco przyciasnym mieszkaniu w starej kamienicy. Położyć się na łóżku, którego szczerze nienawidziła, przez sprężyny materaca, które tak bardzo wgniatały sie w jej kruche ciało, każdej nocy. Ale teraz...teraz tęskniła za nim. Za całym mieszkaniem, które było jej własnym, małym kątem. W którym tak naprawdę czuła się dobrze. Przez te kilka miesięcy w Dortmundzie, nie znalazła takiego miejsca. Nie było nim ani mieszkanie Jane, ani mieszkanie...jego. Czuła w nich pustkę, dziwny chłód, brak uczuć. Czuła się tam źle, choć próbowała sobie wmawiać, że tam jest jej "dom". Tak jednak nie było. Jej dom był tutaj. Na przestrzeni tych kilkunastu metrów kwadratowych, w których mieściła się łazienka, kuchnia i pokój będący jednocześnie salonem, sypialnią, gabinetem i przedpokojem.
Przekroczyła próg wejścia a podłoga wewnątrz zaskrzypiała. W środku było ciemno i chłodno. Podeszła do okna, odsuwając bordowe zasłony, które nadawały mroczny klimat mieszkania. Spojrzała na zewnątrz. Niby zwyczajny widok: ulica pokryta śniegiem, idący nią ludzie, kilka bezlistnych drzew, latarnie, następna kamienica po drugiej stronie i malutki sklepik na rogu. Jednak ten pozorny widok, wywołał na jej twarzy skromny uśmiech. Wzięła z kanapy jej ulubiony koc, o którym zapomniała, by wziąć go ze sobą do Niemiec, a teraz okryła się nim, usiadła na podłodze przed oknem i popadła w melancholijny stan rozpływania się nad widokiem, zapominając choć na chwilę o ostatnich dniach...tygodniach...miesiącach...





***


-Nie możesz twierdzić, że mnie znasz, bo tak nie jest. Nie wiesz o mnie nic, poza tym co sama Ci powiedziałam. Nie należę do Twojego świata i nigdy się w nim nie odnajdę. Nie chcę od Ciebie niczego, nie chcę byś się mną interesował. Zapomnij o tym, że istnieję. Ty nigdy nie dowiesz się co czuję, bo nie przeszedłeś przez to co ja. Nie jesteś dzieckiem wychowanym w bidulu...
- Nie widzisz tego co jest między nami ? Naprawdę tego nie dostrzegasz ?... Zmieniłaś mnie. Zmieniłaś na lepszego człowieka i jestem Ci za to wdzięczny. Teraz ja chcę odmienić Twe życie, chcę by nabrało barw. Nie ma dla mnie znaczenia to gdzie się wychowałaś, lecz to jaką jesteś osobą. Jaka jesteś dla mnie.Pozwól mi tylko Ciebie poznać. Daj mi szansę...tylko o to proszę. Ja Cię kocham.



Od kilkunastu godzin wspomnienie tej krótkiej wymiany zdań rozbrzmiewało w jego głowie. Wydawało mu się, że z każdą mijającą chwilą jest coraz głośniejsze i już za chwilę, wszyscy to usłyszą. Nie potrafił sobie z tym poradzić. Miał naiwną nadzieję, że to wszystko to najgorszy koszmar w życiu, że zaraz się obudzi i wszystko będzie tak jak dawniej. Tyle, że to nie sen. To koszmarna rzeczywistość.
 - Marco otwórz! Wiem, że tam jesteś! - zza drzwi dobiegało wołanie Nicka. Młody Niemiec starał nic sobie nie robić z obecności przyjaciela, który dobijał się do drzwi. Lecz, gdy tamten nie zamierzał choćby na chwilę odpuścić, Marco podniósł swoje ciało z podłogi by następnie w żółwim tempie pójść otworzyć drzwi sąsiadowi.
- Po co przyszedłeś? Popatrzyć sobie na moją życiową tragedię? Ponabijać się ze mnie? Znowu dać mi jedno z twoich cudownych kazań o tym jak powinienem był się zachować? Jeśli tak, to najlepiej idź już stąd w cholerę... - już chciał ponowie zamknąć drzwi, gdy mężczyzna stojący tuż przed nim powstrzymał go ruchem ręki.
- Przyszedłem z tobą posiedzieć. Nie powinieneś być teraz sam. - po tych słowach wszedł do środka nie patrząc czy jego przyjaciel tego chce czy też nie. Lecz po chwili ten dołączył do niego i obaj usiedli na kanapie w salonie.
Czas mijał, na dworze robiło się coraz ciemniej i zimniej. W mieszkaniu za to panowała idealna cisza, której nikt nie zamierzał przerywać. Słychać było jedynie tykanie zegara, który wisiał w przedpokoju.
- Nie wierzę, że właśnie tak to miało się zakończyć. - odparł w końcu Reus. nerwowo przesuwając dłoń po siedzisku kanapy.
- Bo na pewno nie miało. Spieprzyłeś to. Przykro mi to mówić, ale...
- Ale taka jest prawda. Wiem. - spojrzał na niego po czym znowu utkwił wzrok w podłodze. - Nie wiem co sobie myślałem, nie wiem co czułem, nie wiem czego pragnąłem. Jedyne co wiem, to to, że straciłem coś najcenniejszego co dane mi było kiedykolwiek mieć.
- Nie zamierzasz tego ratować?
- Nie. Już tyle razy prosiłem o drugą szansę, o to by kolejny raz mi zaufała. Nie mogę znowu ją o to prosić, nie mam już prawa. Po prostu muszę pozwolić jej odejść. Ona nigdy nie będzie ze mną szczęśliwa, wiem to. Nie potrafię dać jej szczęścia na które ona zasługuje...
- Jesteś tego pewien?
- Tak...Niestety tak... Kocham ją, kocham jak wariat ale nie potrafię panować nad tym uczuciem. Nie wiem co się ze mną dzieje. Zwyczajnie nie wiem...
- Kochasz Emily?
- Emily? - spojrzał na niego wymownym spojrzeniem.
- Tak, Emily.
- Nie!...Nie! Przecież kocham Meg...tylko Meg - odparł choć nie do końca był pewny co do swoich uczuć. - Dobra, nie wiem co do niej czuję. Może to sentyment do tego co było kiedyś...Nie wiem! Rozumiesz? Nie wiem... - rozłożył bezradnie ręce.
- Czego ty tak naprawdę w życiu chcesz? Wszystkiego? Tak się nie da. Obudź się, Reus. Zacznij doceniać to co masz a nie szukaj nowych przygód. Straciłeś Meg, przez własną głupotę. Może to da ci powód by dorosnąć w końcu i wyciągnąć jakiekolwiek wnioski.
- Jakie wnioski?! Że nie powinienem, że nie wolno mi było jej zdradzić?! Tak, wiem to już! Wiem...Idź już, zostaw mnie samego.


Miał dziwne wrażenie, że mimo upływu tych kilkunastu miesięcy nic się nie zmieniło, że wciąż jest tak, jak było dawniej. Wydawało mu się, że w tej właśnie chwili stoją na samym szczycie wieży Floriana, gdzie zabierał ją każdego miesiąca. Zawsze ją obejmował, przytulał się do niej i czuł, że ją kocha. To tam spotkał ją po raz pierwszy, to tam zabierał ją na randki, to tam wszystko się zaczęło. Jednak w tamtej chwili to było dla niego tylko wspomnieniem, zwykłym sentymentem do tego co kiedyś było, do tego co czuł. Teraz nie był na wieży Floriana, teraz nie był na randce, teraz nie było tym co kiedyś. Teraz przyszedł do kuchni po kolejne kieliszki, które goście tłukli szybciej niż on nadążał je zmieniać. Nie lubił odgrywać roli kelnera, ale czego miałby nie zrobić dla ukochanej siostry, która właśnie świętowała swoje urodziny?
- Dobrze się bawisz? - dobiegł go głos zza pleców. Znał go. Jeszcze do niedawna ten właśnie głos słyszał po każdym przebudzeniu, to właśnie on uśmierzał każdy ból, po prostu był dla niego wszystkim. A teraz?
- Emily... - odwrócił się dostrzegając niezbyt wysoką blondynkę, uśmiechniętą, z lampką wina w dłoni.
- Tak, to właśnie ja. - zaśmiała się po czym odstawiła szklane naczynie i podeszła by przytulić mężczyznę. 
To był ten moment, w którym, w nich obojgu coś się odrodziło na nowo. Tak, jakby dawne uczucie właśnie odżyło, zapłonęło tym samym ogniem co kiedyś. Widział jej oczy, te same, duże, zielone, które pokochał zaraz jak je zobaczył. Dotykał jej dłoni, jej ciała, jej twarzy. Czuł jej bliskość, jej ciepło, jej zwykłą obecność. Czuł wszystko to, co było dla niego najważniejsze od zawsze. W końcu poczuł jej usta, tak ciepłe i czułe jak zawsze. Trzymając dłonie na jej biodrach przyciągnął ją kurczowo do siebie a ich, początkowo niewinny, pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny.
- Marco, gdzie masz... 
Czar prysł. Niczym bańka mydlana unosząca się nad ziemią. W jednej chwili pojął co właśnie zrobił, co właśnie stracił, nieodwracalnie. 
- Meg, zaczekaj! To nie tak!- nie patrząc na nic i nikogo, ruszył za dziewczyną, która przedarła się przez tłum ludzi by po chwili stać już przed drzwiami domu. - Stój! - w ostatniej chwili złapał ją za rękę a ona odwróciła się w jego stronę. Jedyne co zapamiętał to jej spojrzenie, jej wzrok pełen łez i rozczarowania. Pokręciła głową z niedowierzania, wyrwała się i wybiegła jak najszybciej tylko mogła. Nie pobiegł za  nią. Nie tym razem. Pozwolił jej odejść. Bo wiedział, że tak będzie najlepiej. Ale czy na pewno?






***


Czasem przyłapuję się na tym, że myślę o Tobie. Nieprzerwanie od długiego czasu. Siedzę, patrzę przed siebie i wspominam wszystko co nas dotyczyło. Ale po chwili wstaję, zapominam i idę dalej. A gdy przychodzi wieczór, to wszystko powraca, każdego dnia. W łóżku, poza mną nie ma nikogo. I gdy się położę, przytulam poduszkę i wyobrażam sobie, że to Ty. Wtedy łatwiej mi zasnąć. Zasypiam z myślą, że gdy się obudzę, zobaczę Cię. Rano spotyka mnie rozczarowanie i jedyne co czuję to gorzki ból. Ale tak najwidoczniej miało być. Czas się z tym pogodzić. To co było, już nie powróci. Nigdy więcej. Mam tylko nadzieję, że o mnie nie zapomnisz, a miłość, nasza miłość będzie wieczna, nawet jeśli już nigdy się nie spotkamy.



Byłeś najlepszą i najgorszą rzeczą, 
jaka spotkała mnie w życiu.


Byłaś i będziesz już zawsze największą 
miłością mojego życia, 
nadzieją na lepsze jutro.







Koniec








***


Mam tak wiele do napisania, tak wiele do wytłumaczenia, że właściwie nie wiem od czego zacząć. Dziwnym uczuciem było napisanie tutaj czegokolwiek po tak długiej przerwie. Bardzo długiej przerwie. Miało być kilka dni, prawda? Nie było. Wiem, doskonale o tym wiem. Pisałyście, dopytywałyście co dalej. Uciekałam przed tym. Przez długi czas nie potrafiłam się pogodzić z końcem tego wszystkiego. Odwlekałam to tak długo jak tylko się dało. Przez długi czas nie potrafiłam napisać zakończenia. Nie chciałam. Żyłam naiwną myślą, że tutaj wrócę, że będzie tak jak kiedyś. Ale nie. Nadszedł czas by to zakończyć. Zakończyć, zamknąć ten rozdział i się pożegnać. Pisanie tych opowiadań przez długi czas było dla mnie wszystkim. Było terapią, ucieczką, przyjemnością, nauką, zabawą. Ale z czasem zaczęło przeobrażać się w obowiązek, w zadowalanie kogoś na siłę. A to nie tym polega, prawda? Pisanie już nie jest dla mnie tym co kiedyś, pisanie takie jak tutaj. Czasem lubię coś napisać, ale coś dla siebie, coś czego nikt nie przeczyta. Przygoda z bloggerem, z pisaniem fan fiction była jedną z najlepszych rzeczy jaka mnie w życiu spotkała. Udowodniłam sobie, że to co robię, nie jest takie złe, że komuś mimo wszystko to się podoba. Pisanie na swój sposób mnie rozwinęło. Nie wiem czy to dobrze czy nie, bo jak zaczynam coś pisać to nie potrafię zakończyć. Dlatego gdy tylko widzę limit słowny to jestem przerażona! 
Poznałam tutaj też wiele wspaniałych osób, które zawsze gdzieś tam w pamięci będę miała. Przez te dwa lata otrzymałam od Was tak wiele wsparcia, zrozumienia, że kiedyś powiedziałabym, że to nie możliwe, że ja na to nie zasługuję. Gdyby to było możliwe, chciałabym przytulić każdą osobę, KAŻDĄ!, która choć raz zajrzała na którykolwiek blog. A Ci, którzy byli tutaj tak naprawdę od początku, mają dla mnie szczególne znaczenie. W słowa tego nie ujmę, ale chciałabym Wam wszystkim tak strasznie mocno i gorąco podziękować za to wszystko co razem tutaj przeżyłyśmy. Dziękuję za każde wyświetlenie, za każde przeczytanie, za każdy komentarz, za wszystko. Wiem, że nie miałyście ze mną łatwo. Szczerze, to Wam nawet współczuję.Ale dałyście radę i gratuluję Wam za to! 
Trochę inaczej to wszystko miało wyglądać. Miało to być jeszcze mnóstwo rozdziałów, miały być inne opowiadania, które wciąż gdzieś tam tkwią w mojej głowie. Ale niestety, to koniec. Koniec mojej przygody z bloggerem. Zaczęłam studia i mój czas, który mam tego wszystkiego nie pomieści. Trochę mi szkoda, i strasznie smutno, że to naprawdę koniec...Kiedyś, kiedyś tam, może wrócę. Ale już teraz wiem, że to będzie nie powiązane z tym co było do tej pory. Ten rozdział właśnie się zakończył. 
Choć jest coś co nigdy nie minie, co chyba już zawsze będzie stałe. Miłość do Borussii Dortmund. Do klubu, który jest jak powietrze, który nadaje sens wszystkiemu, który jest siłą. Jest wszystkim. I tego zawsze będę się trzymała. Bez względu na to co ktoś powie, pomyśli, ja śmiało mogę mówić, że w moich żyłach płyną żółto- czarne barwy a serce jest w Dortmundzie. 
Podsumowując to co najważniejsze, chcę każdemu z osobna przekazać podziękowania i życzyć Wam wszystkiego co najlepsze!
DZIĘKUJĘ! ♥




Jest jeszcze coś o czym chciałabym napisać, choć nie wiem czy powinnam, czy "wypada" i  nie wiem jak się za to zabrać. Ale może jest tutaj ktoś, ktoś podobny do mnie, a nawet jeśli nie, to chcę napisać o czymś, o czym warto wiedzieć, lecz mało kto o tym mówi, chce mówić. 
Ci, którzy są ze mną tak naprawdę od samego początku, wiedzą dlaczego tak naprawdę prowadziłam blogi, dlaczego i po co pisałam, jaka jestem i kim jestem.
Właściwie to ja sama nie wiem kim jestem i jaka jestem. Skomplikowana, to chyba najlepsze określenie. Jestem dziewczyną, która ma za sobą taki okres czasu, o którym z jednej strony zapomniała by za wszelką cenę, a z drugiej jest jej lekcją, może najważniejszą w życiu. Żeby nie przeciągać, nie wprowadzać, powiem wprost: samookaleczenie. Problem, który dotyczył mnie przez długi czas, z którym nie potrafiłam sobie poradzić. Problem, który mnie wyniszczał. Nie chodzi nawet o ciało,które na tym cierpiało, lecz o psychikę. Nie chcę robić z siebie życiowej ofiary, że jest mi ciężko, czy było. Tutaj nie chodzi o to bym opisywała swoje życie, bo po co? Chodzi mi o to, że każdy ma problemy, mniejsze czy większe, ale je ma. Chcę Wam powiedzieć, że każdy problem jest ważny. I to, że jeśli dla kogoś jakiś tam problem jest drobnostką, to już dla drugiego człowieka ten sam problem będzie niczym góra lodowa. Każdy człowiek jest odrębną jednostką, innym charakterem i osobowością. Jeden jest słabszy, drugi silniejszy. Jeden jest odważny, drugi boi się nawet odezwać do drugiego człowieka. Pamiętajcie, by nie lekceważyć problemów innych. Nie wyśmiewajcie! Nie dajcie drugiemu człowiekowi powodów by uwierzył, że jest słabeuszem, że jest nikim. Bo tak nie jest! Otwórzcie oczy! Nie patrzcie tylko na siebie, na swoje "ja". Zobaczcie w drugim człowieku człowieka. Nie kogoś kto ubiera się tak i tak, ma telefon taki i taki, mieszka tu i tu. Nie oceniajcie ludzi po ich sytuacji życiowej. Że ktoś ma takie życie a nie inne nie czyni go gorszym człowiekiem. Nie odtrącajcie ludzi, którzy są nieśmiali, nieufni, zamknięci w sobie. Ja jestem taką osobą. I wiem jak jest ciężko, gdy idziesz do szkoły, widzisz tłum ludzi ale nikogo bliskiego, z kim mógłbyś pogadać. A nie ma nic gorszego, gdy ktoś wytyka Cię palcem, mówi, że jesteś dziwny, tylko dlatego, że jesteś nieśmiały. Wiele się zmieniło na przestrzeni lat, jesteśmy innymi osobami. Pamiętajcie, że jeśli kogoś zranicie, obrazicie, zrobicie cokolwiek złego, niemiłego drugiej osobie, to ona różnie może to odreagować. Jeden się zaśmieje i odpowie Ci tym samym, a drugi...drugi zamknie się na świat, na ludzi, zamknie się w sobie i swoim pokoju, gdzie będzie płakał, ciął się, obwiniał o wszystko. Aż w końcu, zechce się zabić. Bo stwierdzi, że jego życie nie ma już sensu. Uwierzcie, słowa ranią bardziej niż czyny. A jeśli znacie kogoś kto ma problemy, kto sobie nie radzi, starajcie się pomóc. Nie chodzi o to by mówić niczym zawieszona płyta, że wszystko będzie dobrze, lecz o to by zwyczajnie usiąść z taką osobą w ciszy i być. By wiedziała, że nie jest sama. Powtórzę to jeszcze raz, otwórzcie oczy. Zobaczycie wtedy znacznie więcej. Przede wszystkim to, czego wcześniej sami nie chcieliście widzieć. Człowieka nic tak nie niszczy jak otoczenie, w którym przebywa. I pamiętajcie, że Wy tez dla innych jesteście otoczeniem. Nie róbcie czegoś co za parę lat zaczniecie sobie wypominać "bo nie potrzebnie mówiłam, że jest gruba, nie potrzebie mówiłam, że jest brzydka, nie potrzebnie mówiłam, że jest biedna bo ma zwykłe trampki za 20zł a nie vansy za 200zł. Nie bądźcie płytcy i nie oceniajcie po tym co człowiek ma na sobie. Bo może mieć najpiękniejsze ubrania, a najbrzydszą duszę i serce. Żyjcie dla siebie i dla drugiego człowieka. Każdy potrzebuje mieć obok siebie kogoś bliskiego. I wiele osób powie, że nie prawda, że "ja nie potrzebuję nikogo". Nieprawda. Sama tak powtarzałam na każdym kroku. I szczerze? Zawsze gdzieś tam głęboko we mnie było to pragnienie, by ktoś mnie lubił, by ktoś mnie kochał, by ktoś po prostu był. I w każdym z Was też to jest, nawet jeśli nie potraficie się przyznać. Czy chcecie, czy nie, żyjemy wszyscy wśród ludzi. Nawet jeśli czujemy się samotni, odtrąceni, musimy znaleźć sobie kogoś kto będzie naszym wsparciem, kto poda nam dłoń gdy upadniemy. Nie ważne czy ta osoba mieszka tuż obok czy na drugim koncu kraju i może nigdy jej nie spotkasz, a może  w całkiem innym państwie. Ważne by ktoś był. I Wy bądźcie dla kogoś. 
Może jest to dla Was nudne, zabawne (?), niezrozumiałe, niepotrzebne, ale kiedyś może Wam to sie przydać. 
I pamiętajcie, że ja tu jestem. Wiecie gdzie mnie szukać, więc w razie potrzeby - piszcie. Trzymajcie się! 





Pozdrawiam, Patrycja