niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział XIX

Miasto coraz bardziej cichło, ciemniało, przygotowywało się do snu. Patrzyli przed siebie przez szklane szyby wieży Floriana i widzieli siebie. Objęci, wtuleni w siebie, uśmiechnięci. Obejmował ją, przytulał, całował, a wszystko to robił z anielską delikatnością. Kiedy on jest przy niej, ona ma wrażenie, że to wszystko to sen. Sen, tak bardzo nierealny. Jednak jest on rzeczywistością, w którą ona jeszcze nie może uwierzyć.
We śnie uśmiechała się. W jej głowie pojawiały się obrazy zeszłego wieczoru, tak wyjątkowego i pięknego. Marco traktuje ją jak księżniczkę. Zawsze gdy się spotykają, przynosi jej kwiaty. Uśmiecha się, gdy ją zobaczy, całuje delikatnie w policzek na przywitanie, ujmuje jej dłoń i prowadzi przed siebie. Często milczy. Tak jakby nie wiedział co mógłby powiedzieć. Tak jakby jej nie znał, a jednocześnie wiedział o niej wszystko. Czasami, gdy pójdą na spacer wieczorem, ona usłyszy z jego ust tylko dzień dobry na przywitanie i dobranoc, na pożegnanie. Choć mimo nimi wytwarza się coraz silniejsza więź, oni sobie  z nią jeszcze nie radzą. Może wszystko toczy się zbyt szybko ? Może, chcieliby się lepiej poznać, by dopiero później móc ze sobą...być ? Tylko, czy oni są ze sobą, skoro nawet sobie tego nie powiedzieli. Nawet nie powiedzieli sobie kocham Cię...
Otworzyła oczy i patrzyła w sufit. Jej twarz była promienna, a usta nadal układały się w subtelny uśmiech. Oczy miały ten radosny błysk, który od dłuższego czasu jej nie opuszczał. Okryta po sam czubek nosa kołdrą, przekręciła się na drugi bok. I znów coś ją zaskoczyło. To on znów ją zaskoczył. Czerwona róża położona na stoliku, a obok poranne śniadanie. Podniosła się na łokciach szerzej się uśmiechając, rozejrzała się po pokoju mając nadzieję, że on tu jest. Jednak na fotelu leżały jej ubrania, firanka unosiła się pod wpływem podmuchów wiatru a ona była sama w swoim pokoju. Jedynie po chwili dostrzegła uchylone drzwi i zaglądającą przez nie, swoją przyjaciółkę. W luźnym koku, szerokich piżamach i pluszowych pantoflach, zaraz znalazła się na łóżku Ostaszewskiej. Objęła na piersi poduszkę, skrzyżowała nogi i zerkając na pyszne śniadanie, zachwycała się w tym w swój charakterystyczny sposób.
- Ale  z ciebie szczęściara! Przyszedł rano - oczywiście mnie obudził - dorzuciła - I przyszedł tutaj do ciebie. Jezu, jak on na  ciebie patrzył ! - rozpływała się nad widokiem, który widziała wczesnym rankiem. - I zrobił ci śniadanie. Tak starannie je przygotowywał, że nie wierzyłam, że facet może być taki...no taki jakim on jest. - po tych słowach zapanowała chwila ciszy - Jesteście wspaniałą parą, naprawdę - posłała jej ciepły uśmiech, a na twarzy Ostaszewskiej zaraz pojawiły się zawstydzając rumieńce. Spuściła głowę, a jej włosy zakryły całą twarz. Uśmiechała się w duchu, bo wszystko co dzieje się ostatnio w jej życiu jest takie idealne, perfekcyjne. - Ej, co to za rumieńce co ? - zachichotała.
- Nie wiem, tak jakoś. Jane...chyba się zakochałam - powiedziała nieśmiałe.
- No co ty ? - zironizowała jej wyznanie. - Jakbym tego nie wiedziała - dodała - Meg, to widać z daleka ! A ja się cieszę twoim szczęściem, naprawdę !
Poranek upłynął dziewczynom w przyjemnej atmosferze pogawędek, żartów i docinek, zwłaszcza ze strony Jane. Jednak Magda nie mogła zostać dłużej w towarzystwie przyjaciółki i musiała iść do pracy. Niechętnie opuściła łóżko, ubrała się w przygotowane ubrania, które leżały na krześle i gdy zrobiła delikatny makijaż pożegnała się i wyszła.
Szła ulicami miasta ciągle się uśmiechając do siebie i do ludzi, których mijała. Była pełna energii, optymizmu, którym chciała zarażać wszystkich wokół. Gdy otworzyła drzwi ośrodka, uśmiechnęła się jeszcze szerzej słysząc ten hałas, krzyki, widząc wszystkich podopiecznych.
- Meg ! Meg !  - nie zdążyła nawet pozostawić swoich rzeczy, gdy zaraz została uściśnięta przez Larę. Mimo, że Magda wszystkich traktowała tak samo, miała niezrozumiały sentyment do dziewczynki z trójki rodzeństwa. Czasami widziała w niej samą siebie. - Kiedy znów przyjdzie do nas wujek Marco ? - zapytała a Polka tylko cicho zaśmiała się. Mężczyznę, którego ona sama kocha, pokochały dzieci  z domu dziecka tak bardzo, że jego przyjście jest dla nich największą radością.
- Chciałabyś by przyszedł ? - poprawiła jej blond włos  loki, które spięte były w kucyka.
- Tak !
- Zadzwonię do niego i zobaczę co da się zrobić, dobrze ? - dziewczynka pokiwała głową i zaraz pobiegła do reszty dzieci, które bawiły się na sali.




***




Sierpniowe słońce przygrzewało coraz mocniej,  żegnając się ze wszystkimi. Już można czasami było poczuć ten chłodniejszy wiatr, a liście na drzewach powoli przybierały żółto barwne kolory. Śmiało można powiedzieć, że jesień pukała do drzwi. Jednak nikt nie ubolewał z tego powodu, a nawet większość ludzi, w tym mieszkańców Dortmundu, już nie mogła doczekać się przybycia ostatnich miesięcy roku, kiedy rusza walka w Lidze Mistrzów i mecze Reprezentacji. Piłkarze każdego dnia dają z siebie wszystko na treningach. słuchają się posłusznie sztabu i swojego trenera. Choć czasami mają dość, ból i zmęczenie dają się we znaki, walczą o zwycięstwa. Walczą dla siebie, dla drużyny, dla kibiców i dla najważniejszych osób  w ich życiu. On walczy dla niej. Gdy przychodzi myśl, by odpuścić i odpocząć, odnajduje w sobie siłę dla niej. Ona jest jego motorem napędowym do walki o to co najważniejsze. Czasami, gdy zasypia, zastawia się jak teraz wyglądało by jego życie, gdyby jej nie poznał. Czy nadal byłby tu gdzie jest teraz, czy by odszedł. Nadal byłby sam, czy miałby kogoś innego. Jednak to już nie jest ważne, bo ma kogoś kto sprawia każdy jego dzień piękniejszym.
- Jesteś tu czy cię nie ma ? - ocknął się, widząc machającego przed nim Nicka.
- Jestem, jestem. Zamyśliłem się. - zmrużył oczy i uciekł wzrokiem za widok za oknem. Od samego rana był nieobecny, zamyślony - nie był sobą.
- Stało się coś ?  Chodzi o Meg ? - zadał kolejne pytanie unosząc wzrok zza codziennej gazety, którą właśnie czytał, popijając przy tym najlepszą kawę w mieście. Obaj wybrali się na lunch by w przyjacielskim, męskim gronie zjeść posiłek, rozmawiając przy tym.
- Nie, nie chodzi o nią. - mówiąc to był lekko zdenerwowany. Palcami stukał o blat stolika, co najwyraźniej nie odpowiadało starszej kobiecie, która siedziała tuż obok.
- A o co ?  - Nick nie odpuszczał, a stopniowo wymuszał w przyjacielu jakiekolwiek wyznania.
- Wczoraj, wybrałem się na zakupy jak skończyłem trening. Wziąłem to co było mi potrzebne, zapłaciłem, wziąłem torby i poszedłem na parking. - zamilkł.
- I ? - brunet nie widział w wypowiedzi Reusa żadnego sensu.
- Chodzi o to, że jak już zapakowałem wszystko do bagażnika, miałem usiąść za kierownicą, ale zauważyłem kogoś. - i znów zamilkł co po raz kolejny zdenerwowało siedzącego z nim mężczyznę. 
- Kogo ?... Reus mów kogo spotkałeś a nie opowiadasz mi o zak...
- Emily. - spojrzał na niego na moment, by za chwilę znów wbić wzrok w kubek z kawą. Upił jeden łyk czarnego napoju, odstawiając naczynie na biały talerzyk. W kawiarni było dość cicho, słychać było muzykę, krótkie rozmowy i szmery dobiegające zza lady.
- Jesteś pewien ? Może była to całkiem inna kobieta, podobna...
- Aż tak podobna ?! - blondyn wzburzył się co nie uszło uwadze pozostałych klientów. Skinął głową gestem przeproszenia, i przycichłym głosem mówił dalej. - To była ona rozumiesz ? Nawet się uśmiechnęła do mnie, a ja stałem jak wryty. Próbowałem sobie wmówić, że to nie ona, że tylko mi się wydawało...chciałem zapomnieć o tym...ale nawet gdy byłem wczoraj z Meg, cały czas miałem przed oczami Emily. To spojrzenie, ten uśmiech...
- Chciałbyś by wróciła do ciebie ? - to pytanie całkiem zamroczyło Reusa. Może ten niepozorny chłopak siedzący naprzeciw trafił w sedno ? Może pytanie było odpowiedzią, przed którą Marco ucieka od tak dawna ? - Zraniła cię, przecież o tym wiem. Tylko czy ty, dałbyś jej drugą szansę ? - piłkarz przeszył go palącym spojrzeniem. Od wczorajszego dnia, kiedy ją spotkał, wszystko zaczęło do niego wracać. Wszystkie wspólnie spędzone chwile, wspólne rozmowy - wszystkie wspomnienia. Zaczyna go to przytłaczać, bo nie sądził, że kiedykolwiek znajdzie się w takiej sytuacji. Już myślał, że wszystko zaczyna się układać, że odnalazł swoje szczęście, a jednak los narzucił mu kolejne wątpliwości. Przecież Emily go zostawiła, to czy w takiej sytuacji można mieć wątpliwości ? Najwidoczniej tak, bo on je ma. - Marco, ty zamierzasz dać jej szansę ? - Nick akcentował każde słowo, tak by dać Reusowi do myślenia. Ten jednak wstał, kładąc na stoliku banknot i wyszedł bez słowa. Mężczyzna westchnął głęboko, wziął swój kubek z kawą, ale nawet nie upił jej, tylko z zwątpieniem oparł się oparcie krzesła i pokręcił głową z niedowierzaniem. - Nie rób tego bo będziesz tylko żałował.




***




Od dobrych dwóch godzin siedzi za biurkiem uzupełniając i segregując dokumenty związane z ośrodkiem. Ostatnimi czasy coraz więcej przybywa jej obowiązków, lecz nie narzeka a skrupulatnie wszystkim się zajmuje.
Kiedy ona z drobnymi problemami odkładała przepełnione segregatory na ostatnią półkę regału, do gabinetu wbiegł wściekły Felix. Osiemnastolatek nie krył swojej niechęci wobec swojej opiekunki, nawet tym razem.
- Po co obiecujesz Laurze, że Marco do niej przyjdzie ?! - krzyczał
- Pytała kiedy przyjdzie więc powiedziałam, że zobaczę - zaakcentowała - co da się zrobić. Niczego nie obiecywałam. - odparła  ze stoickim spokojem.
- Tak ? A Laura jest przekonana, że przyjdzie, i to jeszcze dziś.
- Co w tym złego ? Zadzwonię do Marco i poproszę by nas odwiedził. Na pewno nie odmówi.
- Ty nic nie rozumiesz ? Nie widzisz jak Laura się do niego przywiązała ? Mówi tylko o nim. Zaczyna pytać kiedy przyjedzie wujek! Jeszcze chwilę i zacznie mówić do niego tato !
- Tak na pewno nie będzie.
- Skąd to wiesz ? Ona jest dzieckiem. Dla niej tata to ktoś kto się z nią bawi, czyta bajki na dobranoc, przynosi prezenty i często ją odwiedza. My mieliśmy już rodzinę. Ja, Laura i Alice. Nie twórzcie nam nowej bo wam to nie wychodzi. Ty nie wiesz co my czujemy ! - spojrzał na nią, a w jego oczach widać  było łzy. - Zostawcie nas w spokoju. Zwłaszcza ty i ten twój piłkarz ! - zakończył i trzasnął za sobą drzwiami. 
Nie wiedziała jak zareagować, co zrobić. Oparła się o skraj drewnianego mebla, kładąc dłonie na swoich udach i głęboko westchnęła. Potrzebowała przerwy. Potrzebowała odetchnąć, bo to się właśnie wydarzyło, ta rozmowa ze zbuntowanym nastolatkiem doprowadziła ją do stanu, w jakim nienawidziła być. Łzy cisnęły się jej do oczu, ale udolnie je powstrzymywała. 
Opuściła ośrodek nie mówiąc nikomu o swoim wyjściu. Jeszcze przed wyjściem zajrzała na salę, gdzie spostrzegła pod oknem trójkę rodzeństwa. Uśmiechnęła się na ten widok. Nie zauważyli jej. I wyszła.
Idąc ulicą, dużo myślała. Myślała o tej rozmowie, i o swojej przeszłości. Przeszłości w domu dziecka. Choć z bólem serca, czuła że Felix miał rację. Pamięta siebie, jako siedmioletnią dziewczynkę, która każdą nowo poznaną osobę, traktowała jak rodzinę. Tyle, że ona chce tylko pomóc. Chce by ta trójka dzieci odnalazła nowy dom. Gdyby to było tylko możliwe, sama by im go stworzyła...





***






Siedział w pustym mieszkaniu, w którym coraz częściej czuł się coraz bardziej samotnym. Czuje się rozdarty i już sam nie wie co ma robić. Ślepo wpatrując się w biały sufit błądzi myślami w głąb siebie, szuka odpowiedzi, ale jedynie są tylko pytania, które są coraz bardziej skomplikowane. Ten mały chłopak, który jeszcze kilkanaście lat temu chciał być dorosłym, teraz znów chciałby być dzieckiem. Spełnił marzenia, został tym kim chciał być. Jako piłkarz jest spełniony, choć jest głodny jeszcze większych sukcesów. A jako człowiek ? Daleko mu do spełnienia. 
Podszedł do komody, która stała obok wyjścia na balkon, odsunął szufladę i z jej dna wyjął kopertę. Sięgnął do jej środka, wyjmując złote obrączki. Te, które oboje teraz powinni mieć na palcach, a nie schowane gdzieś głęboko w meblu. Obracał je w palcach, wpatrywał się w nie, myślał. Czy powinien dać jej szansę ? Jeszcze jedną ? Co jeśli los dał im szansę, by znów mogli być razem ? A co z Meg ? Co z dziewczyną, dla której stracił całkowicie głowę. Tak długo jej szukał, tak natarczywie przepraszał, tak bardzo pokochał...
- Halo ? - odebrał swój telefon, który pogrywał mu w kieszeni, nawet nie zerkając na wyświetlacz. Dopiero, gdy usłyszał ten subtelny głos po drugiej stronie poczuł spokój, cichą radość. - Meg...
- Jesteś w domu ? - zapytała i czekała na odpowiedź.
- Tak. Coś się stało ? 
- Podejdź do drzwi. - powiedziała niepewnie, a on - choć zaskoczony - tak zrobił. Przekręcił zamek i zobaczył ją przed sobą. Nadal trzymała telefon przy uchu, który po chwili schowała do kieszeni płaszcza. Miał wrażenie że płakała. Ale półmrok, który panował na klatce, sprawiał że nie widział dobrze jej twarzy. Ale widział oczy. Smutne i zmęczone.
- Chodź tu do mnie. - podał jej dłoń i poczuł jej chłód. Zrobiła krok w przód, przez co stykali się czołami. Delikatnie pogładził jej policzek, a ona blado się uśmiechnęła,  a on nie zwlekając mocno ją przytulił. Stali tak przed długą chwilę. W swoich objęciach, w mocnym uścisku, pragnący tej bliskości. Kiedy przestała drżeć w jego ramionach, odsunął się od niej, zdjął z jej ramion płaszcz, który miała na sobie i trzymając za rękę zaprowadził ją do salonu. Usiadł na kanapie, a ona zajęła miejsce obok niego. Jej długie, szczuplutkie nogi przełożył nad swoimi i nieco obrócił się w jej kierunku. Obejmując ją jedną ręką, drugą odgarniał z jej twarzy włosy i patrzył jej  w oczy. - Ciężki dzień ?
- Tak.- odpowiedziała. Położyła swoje dłonie na jego szerokich barkach, a on jeszcze bardziej przyciągnął ją do siebie.
- Mój też. - westchnął. - Ale...- zerknął na zegar wiszący na ścianie, którego wskazówki wskazywały kwadrans pod dwudziestej drugiej. - Już sie kończy. - posłał jej uśmiech i oparł sie o jej czoło. Spojrzał jej głęboko w oczy, w których zawsze się zatracał. Oboje zamknęli oczy, jednocześnie rozchylając swoje usta, które pragnęły wzajemnego zbliżenia. Potrzebowały się odnaleźć, by stworzyć jedność. Niepewnie obdarzył jej wargi delikatnym muśnięciem, a ona odpowiedziała tym samym. Usta złączyły się w gorącym pocałunku, który stawał sie coraz bardziej namiętny, a ich ciała będące blisko siebie w płomieniu rozkoszy  pragnęły chwili wytchnienia. Żadne z nich nie chciało przerywać tej chwili, która wyrażała jak bardzo głębokim uczuciem sie darzą, jednak odsunęli swoje wargi od siebie, by dać sobie chwilę na oddech - szybki i gwałtowny. Otworzyli oczy, a spojrzenie ich było zaniepokojone, ale tak bardzo szczęśliwe. Objął ją w talii i posadził na swoich kolanach, przez co siedziała na nim w rozkroku, a ich oczy były w idealnie prostej linii. Zamknęła oczy a on znów ją pocałował. Tak samo namiętnie, tak samo czule. Tyle, że zabrakło mu odwagi by powiedzieć jej kocham cię...




Witajcie !
Na początek przepraszam, za tak długą przerwę, ale powód jest jeden – szkoła. Koniec roku i te sprawy. Zapewne wiecie co mam na myśli. Ale teraz, gdy do końca został zaledwie tydzień, oceny wypisane, będę miała czas by pisać. Sądzę, ze uda mi się dodawać rozdziały regularnie, raz w tygodniu. Ten rozdział, nie jest dobry – ja to wiem. Ale po sporej przerwie od pisania, miałam pewien kłopot z „wysłowieniem” się. Postaram się w tym poprawić. Nawet nie wiecie jak bardzo tęskniłam za pisaniem dla Was !
Na koniec jeszcze raz bardzo mocno przepraszam !
Do zobaczenia za tydzień !
Pozdrawiam, Patrycja ♥