niedziela, 23 marca 2014

Rozdział XV

O tej porze dnia i w takich okolicznościach, jak te, które zaistniały, Dortmund na tle innych miast i okolic znacznie się wyróżnia. Tak jak kilka dni temu miasto pokryły żółto czarne barwy, tak jest i teraz. Powód jest jeden, wszystkim doskonale znany, a mianowicie mecz, który zbliża się wielkimi krokami. Początek Bundesligi to dla kibiców jeden z najważniejszych dni w roku. Od dzisiaj zaczyna się wyścig i mistrzostwo kraju, a wiadomo, że Dortmundczycy nie liczą na nic innego jak na to, by to właśnie Borussia sięgnęła po to miano. Lecz wszyscy zdają sobie sprawę, że będzie wyjątkowo ciężko, bo miejscowy klub ma wyjątkowego wroga : Bayern Monachium. Ale nie taki diabeł straszny jak malują, jak to mówią. I nawet, jeśli nie uda się osiągnąć celu, kibice będą nadal ze swoją drużyną. Na każdym kroku powtarzają ciągle to samo, że bycie Borussen to obietnica. Jeśli ją złożysz nie ma odwrotu ani ucieczki, ale kto tu myśli o odwróceniu się od Borussi ? Chyba nikt. Może jedynie tak zwani sezonowy, którzy są przy tej drużynie, która wygrywa. W Dortmundzie nie liczy się wynik, liczy się to ile oddałeś serca i jak bardzo się zaangażowałeś dla dobra drużyny. Nic inne nie jest ważne.
Jazda samochodem w tym czasie to najgłupszy pomysł na jaki można wpaść, więc dziewczyny zgodnie ustanowiły, że na stadion udadzą się pieszo. Spacer, świeże letnie powietrze na pewno dobrze im zrobi. Po tym jak opuściły swoje mieszkanie, ruszyły  w wyznaczonym sobie kierunku. Słońce mocno przygrzewało mimo popołudniowej pory, ale było to nadzwyczaj przyjemne, gdy promienie ogrzewały ciało a letni wietrzyk nieco je ochładzał. Idealne połączenie, jednym słowem. Oczywiście spacer nie obył się bez rozmów, bądź wypowiedzi jednej osoby, zdecydowanie Jane. Dziewczyna ma w sobie tyle pozytywnej energii, że nie wiadomo czy jest cokolwiek, co mogłoby sprawić, że dwudziestoparolatka by posmutniała. Cały czas ma coś do powiedzenia, nie zawsze mądrego, ale często zabawnego. Mimo swojego charakteru wiecznej optymistki, jest bardzo pomocną osobą i w danej sytuacji potrafi być poważna. Zdecydowanie jest przeciwieństwem Magdy, która nie jest "duszą towarzystwa". To zwykła, prosta dziewczyna, która często milczy, nawet gdy ma coś do powiedzenia. Ma za to złote serce i nigdy nie przejdzie nie poruszona na krzywdę drugiego człowieka. Jest takim cichym aniołkiem, który czuwa nad wszystkimi. Może to również urzekło w niej, Marco.
- Przyznaj się, że jesteście razem ! - powtarzała ciągle i ciągle wesolutka blondynka, która liczyła na jakikolwiek szczegóły bliskiej znajomości jej przyjaciółki, z jej idolem. Mimo początkowej zazdrości, bo inaczej nie da się tego ująć, i złości, która jej towarzyszyła, teraz kibicuje Polce by ta była z gwiazdą niemieckiej piłki. Jednak jak na razie, owa znajomość zacieśnia swe więzi, lecz bardzo powoli. Żadne z nich nie chce się spieszyć, ponaglać drugiej osoby, robić coś na przekór. Może staje się to nudne i bez żadnych emocji, ale ani ona, ani ona nie chcą cierpieć.
- Powtarzam ci po raz setny, że nie jesteśmy ! - krzyknęła wzburzona i przystanęła na chwilę, gdy znajdowały się w pobliżu Signal Iduna Park. Irytowało ją to coraz bardziej i mało brakowało, aby wybuchła gniewem. Właściwie, jest to nieco zaskakujące, że Jane tak diametralnie zmieniła swoje nastawienie to tego co się dzieje obok niej. Choć czasami jest zazdrosna to w głębi serca pragnie by jej przyjaciółka była szczęśliwa, nawet jeśli to szczęście da jej słynny Marco Reus.Lubi się droczyć ze swoją współlokatorką, ale obie doskonale wiedzą, że nie ma w tym żadnej złośliwości.
- Jak tam chcesz, ale ja wiem swoje ! - zakończyła z wyniosłością w głosie po czym wybuchnęła śmiechem. I na tym zakończyła się rozmowa, jeśli można to tak nazwać. Teraz rozciągała się przed nimi kilkumetrowa kolejka przed wejściem na stadion.




***




Mecz wyglądał tak jak pragnęli wszyscy : trener, piłkarze i kibice, a ci ostatni byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, w momencie gry arbiter po raz ostatni użył swojego gwizdka. Założenia zostały wykonane i wszyscy mogą mówić o małym sukcesie. Wygrana cztery do zera cieszy, bo jak mogłaby nie, a jeszcze miłym akcentem na pewno jest hat trick nowego zawodnika. Gabończyk zaliczył naprawdę dobre spotkanie i wejście smoka, jak to mówią.
- Brawo chłopcy. Oby tak dalej - tylko tyle wydusił z siebie trener, gdy po całej "fecie" wszyscy znaleźli się w szatni. Mężczyźni usiedli na swoich ławeczkach, by choć trochę odpocząć bo po  dziewięćdziesięciu minutach biegu i kilku sprintów czuje się przebiegnięte kilometry w nogach. Jednak to było najmniej istotne, bo najbardziej liczyła się wygrana i pierwsze trzy punkty. Nikt nie narzekał, nie grymasił, nie miał pretensji - wszyscy cieszyli się ze zwycięstwa, zasłużonego oczywiście - Jestem z was dumny...zasłużyliście na nagrodę, więc za pół godziny wszyscy spotykamy się tam gdzie zawsze - dodał stojąc u progu wyjścia z pomieszczenia.
- Tak jest ! - odparli grupowo, wywołując tym samym uśmiech na twarzy ich mentora, którego także zasługa w sukcesie drużyny. Jemu zawdzięczają wszystko i traktują jak swego pana. Choć często przekonuje, że we wszystkim mała jego zasługa, to na pewno czuje kim się stał w ostatnich latach i nie wyobraża sobie życia bez Borussi i swoich piłkarzy. Czasami ma ich dość, krzyczy na nich, sypie karami podczas treningów, ale kocha ich jak własnych synów.
- Zaprosisz ją, prawda ? - szepnął Lewandowski, siadając obok blond włosego przyjaciela i zaczął zmieniać swój strój. Niemiec spojrzał na niego i wzruszył ramionami, bo jemu także ten pomysł chodził po głowie, lecz obawia się odmowy.
- Nie wiem, a co jeśli odmówi ? - zastanawiał się
- Tobie ? Reus, nie panikuj. Dzwoń i za chwilę się widzimy na miejscu -  poklepał go przyjacielsko po plecach i  wyszedł. On tak jak i Jane, pragnął by Marco ostatecznie związał się z młodą Polką. Marco jest jego  najlepszym przyjacielem, jest jak brat i zależy mu na jego szczęściu. Przez ostatnie z bólem serca patrzył jak cierpi i jak niszczy sobie życie a on nie mógł nic zrobić, nawet trochę było w tym jego winy. Ledwo zniósł wiadomość o odejściu Mario, a jeszcze jego rzekome przenosiny do Bayernu tylko zaostrzyły całą sytuację. Teraz jednak jest tak jak było : są przyjaciółmi i nikt nie ma prawa tego zniszczyć.
Tak jak poradził mu Lewandowski, Marco zaraz jak opuścił szatnię, pierwsze co zrobił to postanowił zadzwonić do Magdy. Obawiał się tego, ale czuł, że Magda prędzej czy później przyjmie jego propozycję.




***




Łatwo nie było, pomyślał. Przez kilka minut prosił, szukał argumentów by w jakikolwiek sposób wyciągnąć ją do klubu i dopiero gdy zaprosił również jej przyjaciółkę, dziewczyna pod wpływem namów obojga ludzi, zgodziła się. Ucieszył się na myśl o tym spotkaniu, o fakcie, że zwycięstwo drużyny uczci w wyjątkowym towarzystwie.
- Chodźcie ! -  krzyknął w kierunku dziewczyn, które stały na skraju ulicy czekając na niego. Taksówka, którą jechał zatrzymała się prawie tuż obok nich, więc zaraz znalazły się wewnątrz pojazdu. Przejazd na miejsce nie trwał dłużej niż zaledwie dziesięć minut, podczas których ani słowem nie odezwała się Magda, co trochę przeraziło młodego mężczyznę. Rozmawiając  z jej przyjaciółką, cały czas kątem oka zerkał na brunetkę, zastanawiając się czy dobrze postąpił. Może nie powinien aż tak nalegać ? Skoro nie chciała pójść, może trzeba było uszanować jej decyzję ? A może zachowuje się tak przez to co wydarzyło się między nimi wczorajszego wieczoru ? Kto to może wiedzieć... - Śmiało, śmiało ! - oznajmił kiedy dziewczyny niepewnie wchodziły na salę, gdzie było mnóstwo osób. Piłkarze wraz ze swoimi kobietami i inni związani z klubem. Trochę były przerażone na myśl spędzenia wieczoru w tak doborowym towarzystwie, w którym się znalazły. Marco przedstawił dziewczyny większości osób a następnie zaprosił Magdę na osobności by  z nią porozmawiać. Jane w międzyczasie została porwana przez innych piłkarzy, którzy zaprosili ją w swoje wąskie towarzystwo. I śmiało można powiedzieć, że dziewczyna czuła się fantastycznie w takim gronie !
- Co się dzieje ? Zrobiłem coś nie tak ? Może powiedziałem ? Czy chodzi o to co wczoraj...to co powiedziałem ci w samochodzie ? Meg, co zrobiłem, ze tak mnie traktujesz ? Jesteś nieobecna i ja nie lubię tego. Traktujesz mnie tak obco...proszę, odpowiedz... - zakończył, kiedy zasypał dziewczynę ogromem pytań. Spojrzał jej w oczy, sam będąc smutnym, że znów między nimi zaczyna się dziać coś niedobrego.
- Marco, nic nie zrobiłeś. Uwierz mi. Po prostu...-zawahała się - Dziwnie się tu czuję. Nie odbierz tego źle, ale mam wrażenie, że nie pasuję do was. Traktujecie mnie wszyscy, ty i twoje przyjaciele tak jakbyście znali mnie od zawsze...jakbym była jedną z was...a ja...
- Jesteś jedną z nas, rozumiesz ? Spójrz na swoją przyjaciółkę - wskazał na blondynkę która żartowała wraz z Hummelsem - Ona czuje się tu dobrze. Ty też spróbuj. Nie jesteś sama...masz...mnie - dodał. Dziewczyna po chwili uśmiechnęła się nieco, a on poczuł jak spada z niego ogromny ciężar. - Chodź - objął ją ramieniem, wcześniej całując w policzek. Nie wie dlaczego to zrobił, ale stało się. To było dziwnym doświadczeniem, ale chyba obojgu się to spodobało. Po tym małym incydencie, oboje udali się do reszty osób, którzy świętowali wygraną Borussi. Marco zaprowadził swoją przyjaciółkę do stolika, przy którym siedzieli już Lewandowscy, szepcząc sobie coś, śmiejąc się przy tym.
- Jesteście ! Witaj Madziu - powitał dziewczynę w ojczystym języku by bardziej się "oswoiła" w tym towarzystwie, po czym przedstawił jej swoją ukochaną żonę. 
Pierwsze minuty były trochę frustrujące, co dało się zauważyć. Panowała nieco napięta atmosfera, rozmowa się nie kleiła, wszyscy zachowywali nieznany dystans między sobą, co z czasem stawało się uciążliwe. Ostatecznie Robert postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i rozruszać przystolikowe towarzystwo. Okazało się to strzałem w dziesiątkę bo po niespełna półgodzinie czasu, wszyscy mieli łzy w oczach ze śmiechu. Nie brakowało już tematów do rozmowy, wszyscy doskonale się czuli w swoim towarzystwie.
- To może my skoczymy po coś do picia - zaproponował Marco, a Robert jak najbardziej uznał to za dobry pomysł i po chwili znikli dziewczynom z oczu. Magda znów poczuła ten dyskomfort jak na początku imprezy, pozostając jedynie w towarzystwie Ani, która w przeciwieństwie do niej wyglądała na całkowicie rozluźnioną.
- Cieszę się Madziu, że przyszłaś tutaj wraz z Marco - zaczęła  a po wyrazie jej twarzy zapowiadało sie na dłuższą wypowiedź - Nie chcę się wtrącać w wasze sprawy, bo mnie to nie dotyczy, chociaż Marco jest moim przyjacielem tak jak Roberta i oboje chcemy dla niego jak najlepiej. Zapewne wiesz co wydarzyło się w jego życiu, ale nie chcę o tym mówić. Nie chcę tylko, Robert również, by ktoś ponownie go zranił. Może czasami zachowuje się jak dupek, ale on tego nie kontroluje. Emily bardzo go zraniła, bardzo to przeżył...Proszę, nie zrób mu tego co ona zrobiła - zakończyła i spojrzała na swoją towarzyszkę. Zobaczyła na jej twarzy przerażenie i postanowiła jak najszybciej ją uspokoić - Magda, przepraszam. Nie chciałam cię urazić tylko widzę jak Marco...jak jemu na tobie zależy. Jeśli nie ma szans byście byli razem, to powiedz mu to teraz. Mniej zaboli...
- Nie, nie mam urazy. Nie skrzywdzę go, obiecuję... - zapewniła i ani przez myśl jej nie przeszło by miała by kiedykolwiek przysporzyć mu cierpień. Nigdy chyba nie myślała, że ona i on nigdy by nie byli razem. Chciałaby...z nim być. Tak, chce tego. Ale jeszcze nie teraz.
Czas leciał nieubłaganie a impreza rozkręcała się coraz bardziej. Marco i Magda tak jak Lewandowscy po kilku tańcach postanowili usiąść na swych miejscach i trochę odpocząć. Doskonale się dogadywali w każdym temacie. Robert zamówił kolejną butelkę szampana, ale zmuszony był wypić go samotnie, bowiem Ania miała już dość, a Magda wypiła jedynie kieliszek symbolicznie na samym początku. A Marco ? Kiedy usłyszał, że Ostaszewska nie popiera picia alkoholu, postanowił wyrzec się tego ... uzależnienia. Było to pewną nowością, gdyż Marco zazwyczaj był pierwszy do tego co zawiera w sobie jakikolwiek procenty. Ale jeśli Magda nie pije...on też nie.
- Dotknij jego włosów - oznajmił Lewandowski po polsku, tak by przyjaciel nie zrozumiał, a Anna wraz z Magdą spojrzały na niego jak na wariata.
- Co ? - razem zapytały po czym zaśmiały się
- Co co ? Niech dotknie jego włosów, Anka pokaż jej jak - widać było że napastnikowi bardzo na tym zależy, tyle, że żadna z kobiet nie rozumiała powodu. Dopiero po chwili Anna zrozumiała o co chodzi jej mężowi, więc na swój sposób zademonstrowała co dziewczyna powinna zrobić. Oszczędziła pocałunku, gdyż wiedziała, że ta na pewno tego nie zrobi. Polka przyjrzała się wszystkiemu uważnie, a po chwili, jednak po swojemu delikatnie przeczesała blond włosy swojego adoratora. Posłała mu uśmiech, który odwzajemnił i w tym momencie znów utkwili w swoich spojrzeniach. Znów zatracali się w sobie, znów zbliżali się do siebie, znów dzieliła ich ta niebezpieczna odległość, granica którą łatwo mogą przekroczyć. Nie przeszkadzała im czyjaś obecność, bo to nie było ważne. Tak bardzo pragnęli tej wzajemnej bliskości, że byli w stanie zrobić wszystko, by ją osiągnąć. Serca biły im jak oszalałe, a oddech całkiem tracił swój równomierny rytm. Pragnęli pocałunku! Ale w decydującym momencie, któreś z nich potrafiło się opamiętać. Tym razem był to Marco. Chciał tego, ale może w innych okolicznościach. Na osobności, w innym miejscu, tak by mógł swobodnie opowiedzieć o swoich uczuciach. Nie tutaj, nie przy znajomych. Kiedy odsunął się od niej, zobaczył w  jej oczach...zawiedzenie ? Zdecydowanie tak...
- Marco ! Żądam rozwodu ! Tylko ja mogę cię dotykać ! - wybuchnął Lewandowski a oczy wszystkich zwróciły się w tym kierunku. Marco wraz z Magdą, nieco oszołomieni tym, że znów pozwolili sobie na taki gest, próbowali zrozumieć o co chodzi o polskiemu napastnikowi, lecz nic nie przychodziło im do głowy. Dopiero, gdy pół sali wybuchnęło śmiechem, zaczęli rozumować co powiedział Lewandowski a gdy jeszcze zobaczyli, że Anna nie może się powstrzymać od śmiechu, zrozumieli jaką głupotę palnął piłkarz z dziewiątką na plecach. - Co się tak wszyscy gapicie ?! Tylko ja mam prawo dotykać jego ciało w każdej części - w tej chwili cały klub, zamienił się w jeden wielki śmiech wraz z tym, który wywołał całe zamieszanie.
- Kochanie, omówicie to kiedy indziej. Choć jak widzisz już nie tylko ty masz takie prawa - oznajmiła Anna, która próbowała pocieszyć małżonka, kiedy sama ledwo potrafiła wypowiedź choćby jedno słowo na poważnie
- Żebyś wiedziała, że omówimy! On mnie zdradza, na moich oczach! - robił smętne miny, ale sam ciągle się śmiał
- Marco, dlaczego mi nie powiedziałeś !? Jak mogłeś !? - włączyła się Ostaszewska, której spodobała się zaistniała konwersacja
- Wybacz...ale jak widzisz jestem zajęty - blondyn oznajmił i wczuł się w swoją rolę w tym "przedstawieniu". Odszedł od stolika przy którym siedział i usiadł obok Lewego, bardzo blisko, szepcząc coś na ucho, a właściwie śmiał się cały czas. Dziewczyny już nie potrafiły spokojnie oddychać.- Lewusku, omówimy to w sypialni - zaakcentował ostatnie słowo i żartobliwie pocałował przyjaciela w policzek po czym powrócił do Magdy, siadając tuż obok - Gniewasz się ? - zapytał kiedy dziewczyna odsunęła się na znaczną odległość, lecz nic nie powiedziała.- A o to chodzi - zaśmiał się pod nosem po czym uniósł jej podbrudek i tym razem to na jej policzku złożył czuły i subtelny pocałunek, tak jakby przez ten gest chciałby coś powiedzieć. Po tym kolejnym incydencie tego wieczoru, ujął jej dłoń i nie puścił do końca....



***




Kiedy reszta bawiła się doskonale i końca nie było widać, ona postanowiła już wracać. Oczywiście nie sama, bo uroczy blondynek zaoferował swoją pomoc. Zamówił taksówkę po czym oboje udali się w niedługą podróż. Milczeli przez całą drogę. Trzymał jej dłoń, tak jakby obawiał się, że gdy puści - ona odejdzie. Była tak bardzo zmęczona, że ostatecznie oparła się o jego ramię i poczuła pewien spokój, bezpieczeństwo.
- Za dużo czasu spędzamy razem - odparła kiedy stali już pod drzwiami. I nawet teraz byli tak blisko siebie, dzieliły ich milimetry. Nadal trzymając jej kruchutką dłoń, drugą opierał się o ścianę, a w takiej pozycji miał nad nią kontrolę.
- Za dużo ! Za mało - zachichotała i spojrzała mu w oczy. Uśmiechnięty pochylał się jeszcze bardziej, a po chwili chwycił za klamkę, otwierając drzwi, przez co pod wpływem ciężaru ich ciał, po chwili znaleźli się po przeciwnej stronie.
- Hahahah, Reus...idź już lepiej do domu - oznajmiła, widząc że wszystko wymyka się spod kontroli. On zapewne ma pewne zamiary wobec niej, a ona...nie będzie potrafiła się przeciwstawić jego poczynaniom.
- A jeśli nie pójdę ?
- Wyrzucę cię.
- Nie zrobisz tego.
- Założysz się ? - przygryzła dolną wargę, jeszcze bardziej tym zachęcając Niemca do jakichkolwiek czynów - Marco, idź już, naprawdę.
- Nie. Obejrzyjmy film ! Tak, właśnie ! Proszę, proszę, proszę...
- Jeden film i wracasz do domu, tak ?
- Tak !
- Naprawdę ?
- Nie !
- Marco !
- Co ?
- Wkurzasz mnie !
- Wiem ! Ale i tak mnie lubisz 
- Nie lubię cię !
- Nie wierzę ci! Uwielbiasz mnie - przybliżył się, opierając głowę o jej ramię, obejmując ją w pasie przy tym
- Marco...- nie miała już siły dla niego
- Jeden film. Proszę, zgódź się...
- Dobrze ! 
- Tak !!! - krzyknął uradowany, wziął ją na ręce i powędrowali do salonu. I znów noc spędzą razem...




***


Chyba najdłuższy rozdział na tym blogu...Mam nadzieję że się podoba.
Choć nie wiem czy nie za długi ;/
Dziękuję za wszystkie odsłony i komentarze !
Jesteście kochane <3
Postaram się dodać kolejny jak najszybciej!
Zapraszam na pozostałe blogi.
Pozdrawiam, Patrycja

poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział XIV

Otworzył oczy i widząc ją śpiącą na jego łóżku, od razu na jego bladej twarzy pojawił się promienny uśmiech. Wyglądała tak niewinnie, dziewczęco, miała spokojny wyraz twarzy. Chciałby by zawsze tak było. Chciałby każdego dnia budzić się, mając ją obok siebie. Wtedy każdy dzień byłby najwspanialszym dniem, wszystko byłoby inne. Ale mimo to cieszy się z tego jak jest teraz : może do niej zadzwonić, porozmawiać, może ją zaprosić na spacer. Tak jak ostatnio. Spacerowali ulicami miasta, a on przez ten cały czas mógł cieszyć się jej obecnością, widzieć uśmiech na jej twarzy, który pojawiał się dzięki niemu. Czy chciałby czegoś więcej ? Tak. Chciałby z nią po prostu być...
Czuła się obco w miejscu, w którym jest, dlatego gdy uniosła powieki, zobaczyła przed sobą znane jej otoczenie.  Podniosła swoje ciało na łokciach i zaczęła rozglądać się wokół siebie.
- Dzień dobry, śpiochu - gwałtownie odwróciła się w drugą stronę, dostrzegając jego, siedzącego na fotelu, okrytego białym kocem. Uśmiechnął się w jej stronę, pesząc ją przy tym po czym wstał i usiadł na łóżku obok niej - Jak się spało ?
- Dziękuję, dobrze - odparła dodając po chwili - Co ja tutaj robię ? Jesteśmy u ciebie w mieszkaniu, prawda ?
- Tak, a ściślej w mojej sypialni. Mieliśmy wczoraj razem wyjść, ale byłaś zmęczona więc chciałem odwieźć cię do domu.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś ?
- Nie pamiętasz nic z wczorajszego wieczoru ? - niepewnie skinęła głową, bo naprawdę nie potrafiła nic sobie przypomnieć co się działo ostatnio - Zasnełaś u mnie w samochodzie. Nie znam adresu więc nie wiedziałem gdzie jechać. I spałaś tak słodko, że nie chciałem cię budzić. Więc postanowiłem, że zabiorę cię do siebie. Nie gniewasz się chyba ?
- Nie, coś ty - odparła bez zastanowienia. Ogarnęła swoje włosy za siebie po czym opuściła łóżko w którym spędziła tę noc. Stojąc w bezruchu, czuła jego wzrok na sobie co sprawiało że czuła się niepewnie, lecz bezpiecznie. W końcu nie jest tu poraz pierwszy, a on nie jest dla niej obcym mężczyzną - Dziękuję za wszystko, ale na mnie już pora
- Może jeszcze zostaniesz chwilę...zjesz ze mną śniadanie...a potem cię odwiozę do domu - mówił podchodząc bliżej, nieco pochylając się nad jej ramieniem. Odgarnął jej włosy, odsłaniając jej szyję, po której delikatnie przejechał dłonią. - Zgadzasz się ?
- Masz dzisiaj ważny mecz. Powinieneś odpocząć, zrelaksować się, a ja...
-  I chciałbym się zrelaksować razem z tobą. Nie długo muszę jechać na trening więc za wiele czasu nie mam ale chciałbym zjeść z tobą chociaż śniadanie. - odpowiedział a ona spojrzała na niego, czego po chwili pożałowała. Temu spojrzeniu nie potrafiła się oprzeć, działało na nią tak że traciła nad sobą kontrolę. Właśnie tego nie lubiła. Nie lubiła gdy ktoś miał nad nią kontrolę, a on właśnie ją miał. Ulegała każdej jego prośbie i nie potrafiła mu się przeciwstawić. Może właściwe tego nie chciała...Czuła jak wnika do jej duszy, jak z jej spojrzenia wszystko wyczytuje. Przed nim stawała się otwartą księgą, a tego nie chciała.
- Dobrze, jeśli chcesz...zostanę...
- Chcę, bardzo chcę...- wyszeptał kiedy ich usta prawie się ze sobą stykały. Wplótł dłonie w jej włosy, opierając swoje czoło o jej - Meg... bo ja...ja cię...
- Chodź lepiej zjedzmy to śniadanie - w porę się opamiętała, włączając trzeźwe myślenie. Uśmiechnęła się do niego, pogładziła jego tors po czym powędrowała do kuchni. Odprowadził ją wzrokiem, sam ciągle się uśmiechając, usatysfakcjonowany rozwojem zdarzeń. Choć znów do niczego nie doszło, jest szczęśliwy że z dnia na dzień są coraz bliżej siebie. A to mu wystarcza...




***




Siedzieli przy stole rozkoszując się swoją wzajemną obecnością, skupieni na przypatrywaniu się sobie. Czasami oboje zachowują się nastolatkowie, którzy nie potrafią szczerze mówić o swoich uczuciach. Ale to wszystko na swój sposób dodaje romantyzmu ich wzajemnym relacjom. Może w taki sposób odnajdą drogę do swych serc ?
- Przyjdziesz na mecz ? - zapytał opierając się wygodnie i wziął kubek z herbatą
- Mówiłeś, że ci na tym zależy więc dla ciebie przyjdę - odpowiedziała a widząc jego uśmiech na twarzy na tę wieść, sama znów się uśmiechnęła.
- Zależy, oczywiście że zależy...a tobie ?
- Co mi ?
- Czy tobie też zależy ? Czy... na mnie ci... zależy ?
- A ty powinieneś już chyba na trening jechać - za wszelką cenę unikała udzielenia odpowiedzi
- Nie zasłaniaj się moim treningiem - pogroził palcem przed jej oczami, przez co dziewczyna wybuchła śmiechem po chwili się rumieniąc - Uroczo wyglądasz z tymi rumieńcami. Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie...więc ?
- Marco, czy ty musisz znać odpowiedź na każde pytanie ?
- Tak, muszę - odpowiedział dumnie - I nie uciekniesz od tego. Kiedyś mi odpowiesz - zaśmiał się. Widać było w nim tę pewność siebie, której już dawno w sobie nie miał. Może nie zależało mu aż tak na odpowiedzi, bo chyba tak naprawdę ją znał, lecz chciał to usłyszeć. Chciał usłyszeć z jej ust, że jest on dla niej ważny, że jej zależy... Po prostu jest za wcześnie. Za wcześnie na takie wyznania, za mało odwagi by się przyznać...




***




Tak jak się umówili, po zjedzonym wspólnie śniadaniu, Marco odwiózł Magde do jej mieszkania. Krótka podróż przez ulice malowniczego Dortmundu minęła w nadzwyczaj przyjemnej atmosferze i nie obyło się bez mało inteligentnych rozmów, podczas których Magda jeszcze lepiej poznała swojego adoratora. Spędzanie z nim czasu jest dla niej na swój sposób zabawą, oderwaniem się od otaczającej jej rzeczywistości. Potrafi ją rozbawić, pocieszyć, jest taką osobą jakiej nigdy nie miała. Czasami ją irytuje, nie ukrywa tego, ale poza tym ma w sobie coś, za co go...lubi. Kiedy są razem, wszystko staje się inne. Życie staje się bajką. Są tylko oni: księżniczka wraz ze swym księciem. Może to dziwne, głupie, niezrozumiałe ale tak jest. Choć wiedzą, że wzajemnie się potrzebują,  to nie potrafią się do tego przyznać, zwłaszcza przed samym sobą. Dla niego ona jest nadzieją. Wie, że tylko przy niej będzie szczęśliwy, że to ona wyprowadzi go na prostą i że to właśnie ona uczyni jego świat piękniejszym. A on dla niej ? Może to właśnie przy nim zazna prawdziwej miłości, może to on powie jej to czego nigdy od nikogo nie usłyszała. Może on zwyczajnie odważy się powiedzieć, kocham cię.
- To już tutaj. Na mnie pora. - odezwała się, kiedy zgasł silnik samochodu. Spojrzała na niego posyłając mu szczery uśmiech i chwyciła za klamkę pojazdu.
- Zaczekaj ! - ujął jej dłoń, a na jej ciele pojawiły się przyjemne dreszcze, tak jak na jego. Zawstydzona porwała rękę, unikając jego spojrzeń - Chciałem tylko powiedzieć, że... Dziękuję.
- Za co ty mi dziekujesz ? - zapytała zaskoczona na jego słowa
- Za wszystko, Meg. Za to że jesteś, gdy cię potrzebuje. Gdy potrzebuje kogokolwiek, ale mam ciebie. Może tego nie widzisz, ale odkąd się pojawiłaś, wszystko się zmieniło. Zmieniło na lepsze...i chciałbym by tak już było zawsze. Byś ty już zawsze była obok...ja cię potrzebuję, rozumiesz ? - pospieszył się. Teraz to widzi, widzi w jej oczach. Zmieszanie, które przeplata się ze strachem. Nie była gotowa na te słowa, albo po prostu nie potrafi zareagować na nie tak jakby chciała. Dotychczas nie dane jej było znaleźć się w takiej sytuacji, więc jest to dla niej coś nowego. Uwolniła się od jego spojrzenia, w którym tkwiła przez te kilkadziesiąt sekund, odpięła gwałtownie pasy i wybiegła z samochodu, a po chwili zniknęła wewnątrz bloku. Siedział przez chwilę ślepo wpatrując się w przed siebie, zastanawiając się czy znów utracił jej zaufanie i przyjaźń, bo jeśli tak...nie daruje sobie tego.




***



Zajechał na parking przed ośrodkiem, który był już prawie pełny. Z tylnego siedzenia zabrał swoje rzeczy i wszedł do budynku. Po pokonaniu licznych korytarzy, które łączyły się ze sobą w jedną całość, znalazł się przed szatnią. Za wiele osób w środku nie było gdyż tylko Nuri wraz z Kevinem, którzy rozmawiali z nowym zawodnikiem oraz Kuba, który wiązał swoje buty. Jemu miejsce przydzielono własnie obok Błaszczykowskiego i Roberta Lewandowskiego, którego jeszcze jednak nie było.
- Cześć - podał mu dłoń na przywitanie po tym jak wcześniej odbył krótką pogawędkę z pozostałymi kolegami z drużyny.
- Cześć - Polak jednak nie sprawiał wrażenie rozmownego, więc rozmowa zakończyła się na przywitaniu.
- Reus ! Gdzie jest Reus. ?! - rozległo się głośne wołanie, a po chwili z hukiem do szatni wpadł Lewandowskiego - Mów. Wszystko jak na spowiedzi ! - usiadł obok przyjaciela czekając na jego odpowiedź, lecz ten patrzył na niego z lekkim niezrozumieniem. - No nie patrz tak ! Mów jak tam między tobą a Magdą ! - dociekał nie pomijając zaakcentowania jej imienia, mając na względzie problem z wymową jej imienia dla Niemca. Zachowywał się niczym niejedna kobieta, która udała się z przyjaciółką na plotki do kawiarni.
- Nic nie ma między nami - mówił zmieniając swój strój - Mieliśmy wczoraj razem wyjść ale była zmęczona i tak jakoś wyszło...
- I tak jakoś wyszło ... - Robert zacierał ręce z cciekawości, która mu towarzyszyła
- Że pojechaliśmy do mnie i została na noc - dokończył i sam uśmiechał sie do siebie na wspomnienia z tego wieczoru. Jednak te wyznania nie zadziałały specjalnie dobrze na Kubę który gdy tylko usłyszał że Magda została na noc u Reusa, wybiegł z szatni wściekły jak nigdy. Marco stał się dla niego...wrogiem ? Jeśli tak, to dlaczego ? Czyżby dlatego że Marco i Magda są blisko siebie ? Że mogą być jeszcze bliżej patrząc na rozwój zdarzeń ? Więc w takim razie, co czuje Kuba ? Ostaszewska stała się kimś więcej niż zwykłą przyjaciółką ?

sobota, 8 marca 2014

Rozdział XIII

Jak to jest, że jednego dnia kogoś nienawidzisz i nie chcesz go znać, a już kolejnego nie potrafisz przestać o nim przestać myśleć i czekasz tylko kiedy znowu go zobaczysz. Tak po prostu jest. Jesteśmy ludźmi, kochamy i nienawidzimy.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się dla niej nadzwyczaj ekscytująco, gdyż dzisiaj ma się spotkać z Marco, a wcześniej w Domu Dziecka, w którym pracuje, mają się zjawić nowi podopieczni. Od razu, gdy tylko pomyśli o wieczornym wyjściu, na jej twarzy maluje się uśmiech.
Przed wyjściem ze swojego pokoju, przystanęła przed lustrem, które znajdowało się na drzwiach jej niewielkiej szafy, w której trzymała wszystkie ubrania. Była zadowolona ze swojego wyglądu, który od jej przyjazdu do Niemiec nieco się zmienił. Przybrała na wadze, przez jej ciało nabrało kobiecych kształtów, godnych uwagi. Odrzuciła z twarzy opadające kosmyki włosów i z uśmiechem opuściła pomieszczenie.
- Zrobiłam śniadanie dla nas - usłyszała przyjazny głos dobiegający zza pleców, kiedy zajmowała się wiązaniem sznurowadeł swoich butów. Odwróciła się, a tuż za nią, oparta o framugę drzwi stała Jane, uśmiechając się przyjaźnie - Zrobiłam twoje ulubione kanapki - dodała - Polka nic nie mówiąc, odłożyła torbę, która miała przerzuconą przez ramię i powędrowała do kuchni.
Zajęła miejsce tuż przy oknie, nakładając na talerz jedną kanapkę z warzywami i nalała sobie gorącej kawy, która zawsze stawiała ją na nogi z samego rana. Żadna z dziewczyn się nie odzywała, jedynie słychać było grające radio, które stało na kuchennym aneksie. " (...) już jutro wielki mecz w Dortmundzie. Weź udział w naszym konkursie i wygraj podwójny bilet na to spotkanie. Wyślij...", słychać było głos radiowego spikera. Jane spojrzała kontem oka na odbiornik a następnie wzrok przeniosła na przyjaciółkę, lecz ostatecznie zajęła się spożywaniem śniadania, które sama przygotowała.
- Masz ochotę pójść ze mną na ten mecz ? - odezwała się w końcu, wiedząc że przyjaciółka wiele by oddała by zobaczyć ten mecz będąc na trybunach. Zwłaszcza, że Magda otrzymała podwójny bilet od Marco, któremu bardzo zależało by dziewczyna była na meczu - Mam jeden wolny bilet i gdybyś chciała to...- nie dokończyła, bo Niemka rzuciła się jej na szyję z radości, dziękując jej za to.
- Pewnie że chcę iść. Nie wierzę. Tak bardzo się cieszę, że chcesz iść ze mną iść - mówiła zadyszanym głosem, po czym chwyciła za kubek z wodą mineralną, który opróżniła do samego dna. Dopiero po kilku minutach, rzekła - Dostałaś od niego te bilety ? - na twarzy dziewczyny pojawiło się zauważalne zmieszanie. Przełknęła gryz kanapki, po czym spokojnym głosem, potwierdziła podejrzenia przyjaciółki
- Tak, dał mi te bilety.
- To miłe z jego strony. A czy wy ... - zawahała się - czy wy jesteście razem ? - ledwo przechodziły jej przez gardło te słowa, myśląc że jej największy idol mógłby spotykać się z jej najlepszą przyjaciółką.
- Nie i nie chcę o tym rozmawiać - odpowiedziała lekko podenerwowana. Odłożyła naczynia do zlewu i udała się do drzwi wyjściowych.
- Przepraszam, nie chciałam cię urazić albo być wścibską. Nie chcę się wtrącać, ale jeśli chciałabyś by cię czasami odwiedzał albo coś - zmrużyła oczy sama nie wiedząc do czego zmierza- To nie mam nic przeciwko temu, ani przeciwko wam, no wiesz, razem. Po prostu moja przyjaciółka zadaje się z  moim idolem - stojąca na przeciw dziewczyna uśmiechnęła się ledwo dostrzegalnie po czym zniknęła za drzwiami.





***




Od samego rana chodził "  w skowronkach ", nucąc pod nosem ulubione piosenki. Ten kto tego nie zobaczy, nie uwierzy, jak to mówią. I mają rację. W końcu jeszcze kilka tygodni temu, ten właśnie chłopak, nie potrafił cieszyć się życiem. Był wrakiem człowieka. Gdy tylko zakończył się ubiegły sezon, on rozpoczął nocne Zycie. przemieszczając się pomiędzy klubami, spotykając się z dziewczynami na jedną noc. Taki był. Odtrącał przyjaciół, rodzinę i pomoc. Wszyscy nie mogli znieść jego zachowania, ale wiedzieli, że muszą z nim być w tym czasie. I to wszystko się opłaciło, bo można dostrzec, że tamten Marco Reus zniknął. Wrócił szczęśliwy chłopak, z milionami szalonych pomysłów, ten który kocha być na boisku, który nie wyobraża sobie życia bez swoich przyjaciół, a oni bez niego.
Dzisiejszego dnia miał się odbyć już przedostatni trening przed rozpoczęciem sezonu i jutrzejszym meczem, więc Marco spakował najpotrzebniejsze rzeczy do swojej torby, zarzucając ją na ramię i opuścił swojego mieszkanie. Po chwili znajdował się już w podziemiach budynku mieszkalnego, gdzie na swoim miejscu stał jego samochód. Trzymając w jednej ręce telefon, drugą otworzył drzwi odkładając torbę na siedzenie pasażera, a sam zajął miejsce za kierownicą. Jednak przed wyjazdem na trening, postanowił do kogoś zadzwonić. 
- Cześć - rzekł, gdy rozmówczyni po drugiej stronie odebrała połączenie. Uśmiechnął się sam do siebie, słysząc jej łagodny i zarazem subtelny głosik - Nie przeszkadzam ?
- Witaj Marco. Nie, skądże. Idę właśnie do pracy - odpowiedziała, a słychać było jej zadyszkę. Zapewne bardzo się spieszyła.
- Gdzie jesteś ? Podwiozę cię - zaproponował pomoc, gdyż zależało mu na kolejnym spotkaniu z uroczą brunetką. Mimo jego wielkich chęci, dziewczyna odmówiła. Był niepocieszony, jednak nie zamierzał nalegać - Co robisz dziś wieczorem ?
- Nic specjalnego. Znając życie, wieczór spędzę przed telewizorem - zachichotała
- W takim razie nie chciałabyś spędzić go ze mną ? Proponuję spacer, bo Dortmund wygląda zniewalająco każdego wieczoru
- Dopiero się widzieliśmy, prawda ? Ale z chęcią się spotkam z tobą. Zadzwoń. - i po tych słowach kobieta się rozłączyła, a Marco odetchnął z ulgą. Już się obawiał, że ze spotkania nic nie wyjdzie, ale gdy tylko się zgodziła, wiedział że jest dobrze. Nie do końca rozumiał swoje zachowanie. Nie pamięta kiedy tak bardzo zabiegał o względy jakiejkolwiek dziewczyny, nawet z Emily. Z nią jednak było inaczej, łatwiej. I może właśnie to zadecydowało, że się rozstali właściwie ona go zostawiła. Czasami wraca wspomnieniami do tego pamiętnego dnia, choć tak bardzo chce zapomnieć. Wie, że była ona jego życiową pomyłką. A w końcu tak wiele ze sobą przeszli, tak wiele mieli planów na przyszłość. I z dnia na dzień wszystko się posypało : ona odeszła, on pozostał ze zranionym sercem. I obiecał sobie tamtego dnia, że nie pozwoli aby jakakolwiek kobieta go omotała. Tyle, że tej obietnicy nie dotrzyma, bo ktoś taki się pojawił. Magdalena Ostaszewska. Z pozoru zwyczajna, Polska dziewczyna, która opuściła swoją ojczyznę, szukając pracy i zarobku za granicą. Nie wiedzieli o swoim istnieniu, aż do tego jednego dnia. Jedno spotkanie odmieniło całkowicie ich życie. Ona może żyje tak jak dotychczas, za wiele to nie zmieniło, jak na razie. Ale jego życie ? Obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. I nawet przez chwilę nie pomyślał, że tego żałuje, żałuje spotkania z nią. Dopiero teraz zaczyna rozumieć życie, jego cel, odnajduje samego siebie, rozumuje uczucia. Uczucia, których unikał. Tyle, że teraz, w jej przypadku jej zdecydowanie ostrożniejszy, kilkukrotnie analizuje każdy swój krok. Nie chce popełnić błędu, który zniszczył by, wszystko co udało mu sie zbudować. A już nie raz to zrobił. Pytanie, czy Marco Reus jest szczęśliwy ? Tak, zdecydowanie tak...
Nim się obejrzał, znajdował się w korytarzu ośrodka treningowego, zmierzając do szatni. Z daleka słychać było panujący tam gwar, który tworzyła zgrana grupa zawodników : jego przyjaciół, którzy są dla niego niczym rodzina. A on sam jest jej częścią.
- Umówiłem się z Meg ! - krzyknął stojąc u progu drzwi. W drużynie nie było chyba choćby zawodnika, który by nie wiedział kim jest wspomniana Meg. Może większość nie miała możliwości jej spotkać, poznać czy choćby zobaczyć, ale wiedzą kim jest. W końcu Marco, w każdej chwili mówi tylko o niej. Widząc szczęście przyjaciela, wszyscy są szczęśliwi. Jest jednak mały wyjątek. Jakub Błaszczykowski. Właściwie, nikt nie dostrzega zmiany w nim, albo nie chcą jej dostrzec. Gdyby był tu Łukasz, zapewne by się domyślił. Jednak jak na razie dochodzi do swojej dyspozycji po długiej rehabilitacji, która nadal ma swoją kontynuację. Ale o co mu chodzi, tak naprawdę ? Przecież ma żonę, dziecko - rodzinę. To kim jest Magda dla niego ? Chyba on sam tego nie wie, a co dopiero inni...
- Ty szczęściarzu - odezwał się jako pierwszy, chyba najlepszy jego przyjaciel, Robert. Uściskał kolegę, mierzwiąc jego blond włosy, na co ten sie oburzył. Nie lubił, a nawet nienawidził, gdy ktokolwiek dotykał jego włosy bez pozwolenia. Kiedyś nawet, podczas jednego meczu, po trafionej przez niego bramce wszyscy podbiegli by go wyściskać. Wtedy to właśnie Sven już chciał dotknąć jego włosów, lecz ten gwałtownie porwał głowę, a wszyscy wybuchli śmiechem. Do tej pory mu to wypominają i wiedzą, że mają dożywotni zakaz dotykania jego perfekcyjnej fryzury. Chociaż..była jedna osoba, której Marco pozwalał na wszystko - Mario. Teraz jednak to już nie ma żadnego znaczenia...
- Co tu się wyrabia !? Na trening i to już ! Raz, raz ! - rozległ się donośny głos trenera, który ponaglił swoich podopiecznych.




***





Mimo, że kochała swoją pracę ponad wszystko, czuła się spełniona robiąc to co robi, to w chwilach takich jak ta, zerkała na zegar, odliczając godziny do wyjścia z pracy. Niezrozumiała była dzisiejsza atmosfera, która tu panowała, ale może to przez fakt, że dzisiaj do ośrodka dołączyć ma trójka dzieci, rodzeństwa. Z tego co wiadomo, zostali odebrani rodzicom, którzy utracili prawa rodzicielskie. Kim są ? Lara, Alice i Felix. Z całej trójki najstarszy jest właśnie Felix, siedemnastoletni chłopak, który dojrzał już do dorosłego życia. Czuje się odpowiedzialny za swoje młodsze siostry i tak naprawdę do tej pory, to właśnie on sprawiał nad nimi opiekę. Nie darowałby sobie gdyby jego siostrom coś by się stało. Młodsza o rok jest Alice. Szatynka o kręconych włosach i błękitnych oczach. Bardzo delikatna i uczuciowa osoba, wrażliwa i wszystko bierze do siebie. Rodzeństwo ciągle sie wspiera, lecz najważniejsza jest dla nich najmłodsza dziewczynka, ukochana siostrzyczka - siedmioletnia Lara. Jak na swój wiek jest nad wyraz inteligentna. Dostrzega co sie dzieje wokół, bardzo przecierpiała ostatnie wydarzenia. Boi się zostawać sama, więc ani Felix, ani Alice nie zostawiają jej choćby na minutę samej.
- Już są ! - rozległ sie głos Leona, prawnego właściciela ośrodka w Dortmundzie. Poprawił swój krawat, dopinając przy tym marynarkę i palcami przeczesał swoje siwe włosy. Otworzył drzwi dostrzegając trójkę dzieci, z posępnymi minami. Zaprosił ich do środka, wzywając jednocześnie Meg by zajęła się nowymi podopiecznymi, a sam udał sie do swojego gabinetu wraz z kobietą, która przyjechała z nimi, by dopełnić formalności.
- Zaprowadzę was do waszego pokoju - przykucnęła przed Larą, uśmiechając sie do niej. Dziewczynka kurczowo trzymała się swojej starszej siostry, lecz po chwili odważyła się pójść wraz ze wszystkimi do swojego nowego pokoju. Dla dzieci przygotowano osobny pokój, tylko dla nich trojga. Były w nim trzy pojedyncze łóżka, ustawione w równych odstępach. Przy każdym stały małe stoliczki z lampkami. Na przeciwnej ścianie była dużą szafa na ubrania i dwa biurka. Pod oknem leżały zabawki, i niewielki kwadratowy stoliczek z różowym krzesełkiem. Wszystko się ze sobą komponowało, tworząc przytulną atmosferę. - Rozgośćcie się, a gdybyście czegoś potrzebowali będę za ścianą - uśmiechnęła sie zamykając za sobą drzwi. Przyglądając się im, widziała siebie. Siebie przed kilkoma latami. Poczuła z nimi niezidentyfikowaną wieź, i postanowiła sobie im pomoc, za wszelką cenę. Chciałaby by poznały życie, i poznały czym jest prawdziwa miłość. 




***




Dochodziła godzina dziewiętnasta, więc zaczęła zbierać swoje rzeczy. Poprawiła swoje włosy, które były w całkowitym nieładzie. Była już tak zmęczona, że nie przywiązywała znacznej uwagi swojemu wygładowi. Przez okno dostrzegła zajeżdżający samochód, wiec pożegnała wszystkich i wyszła na zewnątrz.
- Pięknie wyglądasz - odparł gdy tylko dziewczyna stanęła przed nim
- Na pewno. Niezaczesana, nieumalowana - zaśmiała się i spojrzała na niego- Ale dziękuję
- Chyba jesteś zmęczona ? - zapytał widząc, że dziewczyna ledwo stoi o własnych siłach
- Tak, ciężki dzień. Marco... Przepraszam, ale nie mam siły na spacer - spuściła wzrok, a po chwili poczuła jak chłopak dotyka jej dłoni. Uniosła głowę, widząc jego szeroki uśmiech. Zaprowadził ja do samochodu, wcześniej otwierając drzwi. Zajęła swoje miejsce i zapięła pasy. Była tak zmęczona, że po pokonaniu niedalekiej trasy...zasnęła.
Co miał zrobić ? Zabrał ją do siebie...