Miasto coraz bardziej cichło, ciemniało, przygotowywało
się do snu. Patrzyli przed siebie przez szklane szyby wieży Floriana i widzieli
siebie. Objęci, wtuleni w siebie, uśmiechnięci. Obejmował ją, przytulał,
całował, a wszystko to robił z anielską delikatnością. Kiedy on jest przy niej,
ona ma wrażenie, że to wszystko to sen. Sen, tak bardzo nierealny. Jednak jest
on rzeczywistością, w którą ona jeszcze nie może uwierzyć.
We śnie uśmiechała się. W jej głowie
pojawiały się obrazy zeszłego wieczoru, tak wyjątkowego i pięknego. Marco
traktuje ją jak księżniczkę. Zawsze gdy się spotykają, przynosi jej kwiaty.
Uśmiecha się, gdy ją zobaczy, całuje delikatnie w policzek na przywitanie,
ujmuje jej dłoń i prowadzi przed siebie. Często milczy. Tak jakby nie wiedział
co mógłby powiedzieć. Tak jakby jej nie znał, a jednocześnie wiedział o niej
wszystko. Czasami, gdy pójdą na spacer wieczorem, ona usłyszy z jego ust tylko dzień dobry na przywitanie i dobranoc, na pożegnanie. Choć
mimo nimi wytwarza się coraz silniejsza więź, oni sobie z nią jeszcze nie
radzą. Może wszystko toczy się zbyt szybko ? Może, chcieliby się lepiej poznać,
by dopiero później móc ze sobą...być ? Tylko, czy oni są ze sobą, skoro nawet
sobie tego nie powiedzieli. Nawet nie powiedzieli sobie kocham Cię...
Otworzyła oczy i patrzyła w sufit. Jej
twarz była promienna, a usta nadal układały się w subtelny uśmiech. Oczy miały
ten radosny błysk, który od dłuższego czasu jej nie opuszczał. Okryta po sam
czubek nosa kołdrą, przekręciła się na drugi bok. I znów coś ją zaskoczyło. To
on znów ją zaskoczył. Czerwona róża położona na stoliku, a obok poranne
śniadanie. Podniosła się na łokciach szerzej się uśmiechając, rozejrzała się po
pokoju mając nadzieję, że on tu jest. Jednak na fotelu leżały jej ubrania,
firanka unosiła się pod wpływem podmuchów wiatru a ona była sama w swoim
pokoju. Jedynie po chwili dostrzegła uchylone drzwi i zaglądającą przez nie,
swoją przyjaciółkę. W luźnym koku, szerokich piżamach i pluszowych pantoflach,
zaraz znalazła się na łóżku Ostaszewskiej. Objęła na piersi poduszkę,
skrzyżowała nogi i zerkając na pyszne śniadanie, zachwycała się w tym w swój
charakterystyczny sposób.
- Ale z ciebie szczęściara!
Przyszedł rano - oczywiście mnie obudził - dorzuciła - I przyszedł tutaj do
ciebie. Jezu, jak on na ciebie patrzył ! - rozpływała się nad widokiem,
który widziała wczesnym rankiem. - I zrobił ci śniadanie. Tak starannie je
przygotowywał, że nie wierzyłam, że facet może być taki...no taki jakim on
jest. - po tych słowach zapanowała chwila ciszy - Jesteście wspaniałą parą,
naprawdę - posłała jej ciepły uśmiech, a na twarzy Ostaszewskiej zaraz pojawiły
się zawstydzając rumieńce. Spuściła głowę, a jej włosy zakryły całą twarz.
Uśmiechała się w duchu, bo wszystko co dzieje się ostatnio w jej życiu jest
takie idealne, perfekcyjne. - Ej, co to za rumieńce co ? - zachichotała.
- Nie wiem, tak jakoś. Jane...chyba się
zakochałam - powiedziała nieśmiałe.
- No co ty ? - zironizowała jej wyznanie.
- Jakbym tego nie wiedziała - dodała - Meg, to widać z daleka ! A ja się cieszę
twoim szczęściem, naprawdę !
Poranek upłynął dziewczynom w przyjemnej
atmosferze pogawędek, żartów i docinek, zwłaszcza ze strony Jane. Jednak Magda
nie mogła zostać dłużej w towarzystwie przyjaciółki i musiała iść do pracy.
Niechętnie opuściła łóżko, ubrała się w przygotowane ubrania, które leżały na
krześle i gdy zrobiła delikatny makijaż pożegnała się i wyszła.
Szła ulicami miasta ciągle się uśmiechając
do siebie i do ludzi, których mijała. Była pełna energii, optymizmu, którym
chciała zarażać wszystkich wokół. Gdy otworzyła drzwi ośrodka, uśmiechnęła się
jeszcze szerzej słysząc ten hałas, krzyki, widząc wszystkich podopiecznych.
- Meg ! Meg ! - nie zdążyła nawet
pozostawić swoich rzeczy, gdy zaraz została uściśnięta przez Larę. Mimo, że
Magda wszystkich traktowała tak samo, miała niezrozumiały sentyment do
dziewczynki z trójki rodzeństwa. Czasami widziała w niej samą siebie. - Kiedy
znów przyjdzie do nas wujek Marco ? - zapytała a Polka tylko cicho zaśmiała
się. Mężczyznę, którego ona sama kocha, pokochały dzieci z domu dziecka
tak bardzo, że jego przyjście jest dla nich największą radością.
- Chciałabyś by przyszedł ? - poprawiła
jej blond włos loki, które spięte były w kucyka.
- Tak !
- Zadzwonię do niego i zobaczę co da się
zrobić, dobrze ? - dziewczynka pokiwała głową i zaraz pobiegła do reszty
dzieci, które bawiły się na sali.
***
Sierpniowe słońce przygrzewało coraz
mocniej, żegnając się ze wszystkimi. Już można czasami było poczuć ten
chłodniejszy wiatr, a liście na drzewach powoli przybierały żółto barwne
kolory. Śmiało można powiedzieć, że jesień pukała do drzwi. Jednak nikt nie
ubolewał z tego powodu, a nawet większość ludzi, w tym mieszkańców Dortmundu,
już nie mogła doczekać się przybycia ostatnich miesięcy roku, kiedy rusza walka
w Lidze Mistrzów i mecze Reprezentacji. Piłkarze każdego dnia dają z siebie
wszystko na treningach. słuchają się posłusznie sztabu i swojego trenera. Choć
czasami mają dość, ból i zmęczenie dają się we znaki, walczą o zwycięstwa.
Walczą dla siebie, dla drużyny, dla kibiców i dla najważniejszych osób w
ich życiu. On walczy dla niej. Gdy przychodzi myśl, by odpuścić i odpocząć,
odnajduje w sobie siłę dla niej. Ona jest jego motorem napędowym do walki o to
co najważniejsze. Czasami, gdy zasypia, zastawia się jak teraz wyglądało by
jego życie, gdyby jej nie poznał. Czy nadal byłby tu gdzie jest teraz, czy by
odszedł. Nadal byłby sam, czy miałby kogoś innego. Jednak to już nie jest
ważne, bo ma kogoś kto sprawia każdy jego dzień piękniejszym.
- Jesteś tu czy cię nie ma ? - ocknął się,
widząc machającego przed nim Nicka.
- Jestem, jestem. Zamyśliłem się. -
zmrużył oczy i uciekł wzrokiem za widok za oknem. Od samego rana był nieobecny,
zamyślony - nie był sobą.
- Stało się coś ? Chodzi o Meg ? -
zadał kolejne pytanie unosząc wzrok zza codziennej gazety, którą właśnie
czytał, popijając przy tym najlepszą kawę w mieście. Obaj wybrali się na lunch
by w przyjacielskim, męskim gronie zjeść posiłek, rozmawiając przy tym.
- Nie, nie chodzi o nią. - mówiąc to był
lekko zdenerwowany. Palcami stukał o blat stolika, co najwyraźniej nie
odpowiadało starszej kobiecie, która siedziała tuż obok.
- A o co ? - Nick nie odpuszczał, a
stopniowo wymuszał w przyjacielu jakiekolwiek wyznania.
- Wczoraj, wybrałem się na zakupy jak
skończyłem trening. Wziąłem to co było mi potrzebne, zapłaciłem, wziąłem torby
i poszedłem na parking. - zamilkł.
- I ? - brunet nie widział w wypowiedzi
Reusa żadnego sensu.
- Chodzi o to, że jak już zapakowałem
wszystko do bagażnika, miałem usiąść za kierownicą, ale zauważyłem kogoś. - i
znów zamilkł co po raz kolejny zdenerwowało siedzącego z nim mężczyznę.
- Kogo ?... Reus mów kogo spotkałeś a nie
opowiadasz mi o zak...
- Emily. - spojrzał na niego na moment, by
za chwilę znów wbić wzrok w kubek z kawą. Upił jeden łyk czarnego napoju, odstawiając
naczynie na biały talerzyk. W kawiarni było dość cicho, słychać było muzykę,
krótkie rozmowy i szmery dobiegające zza lady.
- Jesteś pewien ? Może była to całkiem
inna kobieta, podobna...
- Aż tak podobna ?! - blondyn wzburzył się
co nie uszło uwadze pozostałych klientów. Skinął głową gestem przeproszenia, i
przycichłym głosem mówił dalej. - To była ona rozumiesz ? Nawet się uśmiechnęła
do mnie, a ja stałem jak wryty. Próbowałem sobie wmówić, że to nie ona, że
tylko mi się wydawało...chciałem zapomnieć o tym...ale nawet gdy byłem wczoraj
z Meg, cały czas miałem przed oczami Emily. To spojrzenie, ten uśmiech...
- Chciałbyś by wróciła do ciebie ? - to pytanie
całkiem zamroczyło Reusa. Może ten niepozorny chłopak siedzący naprzeciw trafił
w sedno ? Może pytanie było odpowiedzią, przed którą Marco ucieka od tak dawna
? - Zraniła cię, przecież o tym wiem. Tylko czy ty, dałbyś jej drugą szansę ? -
piłkarz przeszył go palącym spojrzeniem. Od wczorajszego dnia, kiedy ją
spotkał, wszystko zaczęło do niego wracać. Wszystkie wspólnie spędzone chwile,
wspólne rozmowy - wszystkie wspomnienia. Zaczyna go to przytłaczać, bo nie
sądził, że kiedykolwiek znajdzie się w takiej sytuacji. Już myślał, że wszystko
zaczyna się układać, że odnalazł swoje szczęście, a jednak los narzucił mu
kolejne wątpliwości. Przecież Emily go zostawiła, to czy w takiej sytuacji
można mieć wątpliwości ? Najwidoczniej tak, bo on je ma. - Marco, ty zamierzasz
dać jej szansę ? - Nick akcentował każde słowo, tak by dać Reusowi do myślenia.
Ten jednak wstał, kładąc na stoliku banknot i wyszedł bez słowa. Mężczyzna
westchnął głęboko, wziął swój kubek z kawą, ale nawet nie upił jej, tylko z zwątpieniem
oparł się oparcie krzesła i pokręcił głową z niedowierzaniem. - Nie rób tego bo
będziesz tylko żałował.
***
Od dobrych dwóch godzin siedzi za biurkiem
uzupełniając i segregując dokumenty związane z ośrodkiem. Ostatnimi czasy coraz
więcej przybywa jej obowiązków, lecz nie narzeka a skrupulatnie wszystkim się
zajmuje.
Kiedy ona z drobnymi problemami odkładała
przepełnione segregatory na ostatnią półkę regału, do gabinetu wbiegł wściekły
Felix. Osiemnastolatek nie krył swojej niechęci wobec swojej opiekunki, nawet
tym razem.
- Po co obiecujesz Laurze, że Marco do
niej przyjdzie ?! - krzyczał
- Pytała kiedy przyjdzie więc
powiedziałam, że zobaczę - zaakcentowała - co da się zrobić. Niczego nie
obiecywałam. - odparła ze stoickim spokojem.
- Tak ? A Laura jest przekonana, że
przyjdzie, i to jeszcze dziś.
- Co w tym złego ? Zadzwonię do Marco i
poproszę by nas odwiedził. Na pewno nie odmówi.
- Ty nic nie rozumiesz ? Nie widzisz jak
Laura się do niego przywiązała ? Mówi tylko o nim. Zaczyna pytać kiedy
przyjedzie wujek! Jeszcze
chwilę i zacznie mówić do niego tato !
- Tak na pewno nie będzie.
- Skąd to wiesz ? Ona jest dzieckiem. Dla
niej tata to ktoś kto się z nią bawi, czyta bajki na dobranoc, przynosi
prezenty i często ją odwiedza. My mieliśmy już rodzinę. Ja, Laura i Alice. Nie
twórzcie nam nowej bo wam to nie wychodzi. Ty nie wiesz co my czujemy ! -
spojrzał na nią, a w jego oczach widać było łzy. - Zostawcie nas w
spokoju. Zwłaszcza ty i ten twój piłkarz ! - zakończył i trzasnął za sobą
drzwiami.
Nie wiedziała jak zareagować, co zrobić.
Oparła się o skraj drewnianego mebla, kładąc dłonie na swoich udach i głęboko
westchnęła. Potrzebowała przerwy. Potrzebowała odetchnąć, bo to się właśnie
wydarzyło, ta rozmowa ze zbuntowanym nastolatkiem doprowadziła ją do stanu, w
jakim nienawidziła być. Łzy cisnęły się jej do oczu, ale udolnie je
powstrzymywała.
Opuściła ośrodek nie mówiąc nikomu o swoim
wyjściu. Jeszcze przed wyjściem zajrzała na salę, gdzie spostrzegła pod oknem
trójkę rodzeństwa. Uśmiechnęła się na ten widok. Nie zauważyli jej. I wyszła.
Idąc ulicą, dużo myślała. Myślała o tej
rozmowie, i o swojej przeszłości. Przeszłości w domu dziecka. Choć z bólem
serca, czuła że Felix miał rację. Pamięta siebie, jako siedmioletnią
dziewczynkę, która każdą nowo poznaną osobę, traktowała jak rodzinę. Tyle, że
ona chce tylko pomóc. Chce by ta trójka dzieci odnalazła nowy dom. Gdyby to
było tylko możliwe, sama by im go stworzyła...
***
Siedział w pustym mieszkaniu, w którym
coraz częściej czuł się coraz bardziej samotnym. Czuje się rozdarty i już sam
nie wie co ma robić. Ślepo wpatrując się w biały sufit błądzi myślami w głąb
siebie, szuka odpowiedzi, ale jedynie są tylko pytania, które są coraz bardziej
skomplikowane. Ten mały chłopak, który jeszcze kilkanaście lat temu chciał być
dorosłym, teraz znów chciałby być dzieckiem. Spełnił marzenia, został tym kim
chciał być. Jako piłkarz jest spełniony, choć jest głodny jeszcze większych
sukcesów. A jako człowiek ? Daleko mu do spełnienia.
Podszedł do komody, która stała obok
wyjścia na balkon, odsunął szufladę i z jej dna wyjął kopertę. Sięgnął do jej
środka, wyjmując złote obrączki. Te, które oboje teraz powinni mieć na palcach,
a nie schowane gdzieś głęboko w meblu. Obracał je w palcach, wpatrywał się w
nie, myślał. Czy powinien dać jej szansę ? Jeszcze jedną ? Co jeśli los dał im
szansę, by znów mogli być razem ? A co z Meg ? Co z dziewczyną, dla której
stracił całkowicie głowę. Tak długo jej szukał, tak natarczywie przepraszał,
tak bardzo pokochał...
- Halo ? - odebrał swój telefon, który
pogrywał mu w kieszeni, nawet nie zerkając na wyświetlacz. Dopiero, gdy
usłyszał ten subtelny głos po drugiej stronie poczuł spokój, cichą radość. -
Meg...
- Jesteś w domu ? - zapytała i czekała na
odpowiedź.
- Tak. Coś się stało ?
- Podejdź do drzwi. - powiedziała
niepewnie, a on - choć zaskoczony - tak zrobił. Przekręcił zamek i zobaczył ją
przed sobą. Nadal trzymała telefon przy uchu, który po chwili schowała do
kieszeni płaszcza. Miał wrażenie że płakała. Ale półmrok, który panował na
klatce, sprawiał że nie widział dobrze jej twarzy. Ale widział oczy. Smutne i
zmęczone.
- Chodź tu do mnie. - podał jej dłoń i
poczuł jej chłód. Zrobiła krok w przód, przez co stykali się czołami.
Delikatnie pogładził jej policzek, a ona blado się uśmiechnęła, a on nie zwlekając
mocno ją przytulił. Stali tak przed długą chwilę. W swoich objęciach, w mocnym
uścisku, pragnący tej bliskości. Kiedy przestała drżeć w jego ramionach,
odsunął się od niej, zdjął z jej ramion płaszcz, który miała na sobie i
trzymając za rękę zaprowadził ją do salonu. Usiadł na kanapie, a ona zajęła
miejsce obok niego. Jej długie, szczuplutkie nogi przełożył nad swoimi i nieco obrócił
się w jej kierunku. Obejmując ją jedną ręką, drugą odgarniał z jej twarzy włosy
i patrzył jej w oczy. - Ciężki dzień ?
- Tak.- odpowiedziała. Położyła swoje
dłonie na jego szerokich barkach, a on jeszcze bardziej przyciągnął ją do
siebie.
- Mój też. - westchnął. - Ale...- zerknął
na zegar wiszący na ścianie, którego wskazówki wskazywały kwadrans pod
dwudziestej drugiej. - Już sie kończy. - posłał jej uśmiech i oparł sie o jej
czoło. Spojrzał jej głęboko w oczy, w których zawsze się zatracał. Oboje
zamknęli oczy, jednocześnie rozchylając swoje usta, które pragnęły wzajemnego
zbliżenia. Potrzebowały się odnaleźć, by stworzyć jedność. Niepewnie obdarzył
jej wargi delikatnym muśnięciem, a ona odpowiedziała tym samym. Usta złączyły
się w gorącym pocałunku, który stawał sie coraz bardziej namiętny, a ich ciała
będące blisko siebie w płomieniu rozkoszy pragnęły chwili wytchnienia.
Żadne z nich nie chciało przerywać tej chwili, która wyrażała jak bardzo
głębokim uczuciem sie darzą, jednak odsunęli swoje wargi od siebie, by dać
sobie chwilę na oddech - szybki i gwałtowny. Otworzyli oczy, a spojrzenie ich
było zaniepokojone, ale tak bardzo szczęśliwe. Objął ją w talii i posadził na
swoich kolanach, przez co siedziała na nim w rozkroku, a ich oczy były w idealnie
prostej linii. Zamknęła oczy a on znów ją pocałował. Tak samo namiętnie, tak
samo czule. Tyle, że zabrakło mu odwagi by powiedzieć jej kocham cię...
Witajcie !
Na początek
przepraszam, za tak długą przerwę, ale powód jest jeden – szkoła. Koniec roku i
te sprawy. Zapewne wiecie co mam na myśli. Ale teraz, gdy do końca został
zaledwie tydzień, oceny wypisane, będę miała czas by pisać. Sądzę, ze uda mi się
dodawać rozdziały regularnie, raz w tygodniu. Ten rozdział, nie jest dobry – ja
to wiem. Ale po sporej przerwie od pisania, miałam pewien kłopot z „wysłowieniem”
się. Postaram się w tym poprawić. Nawet nie wiecie jak bardzo tęskniłam za
pisaniem dla Was !
Na koniec
jeszcze raz bardzo mocno przepraszam !
Do
zobaczenia za tydzień !
Pozdrawiam,
Patrycja ♥