czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział I


Lipiec 2013

          Dla milionów ludzi na świecie dzisiejszy dzień był kolejnym w ich ziemskiej wędrówce. Od wczesnego poranka słychać było budzące się do życia miasto. Przez ulice przewijały się tłumy mieszkańców i przejezdnych, czy też turystów. Temperatura wzrastała z każdą godziną, co stawało się coraz bardziej uciążliwe. Parki zapełnione były ludźmi, którzy spacerowali, biegali czy wygrzewali się na słońcu. Jedni cieszyli się wakacyjnym okresem, czerpiąc z niego co najlepsze, a inni spieszyli się gdzieś, zazwyczaj do pracy. Tak właśnie wygląda życie tych ludzi, lecz nie dla jej. Dzisiaj rozpoczyna nowy etap swego życia, stawia kolejny krok ku odnalezieniu szczęścia i wielkiej miłości.
Odkąd cztery lata temu opuściła warszawski Dom Dziecka, zamieszkała w jednej z biedniejszych dzielnic miasta. Początki samodzielności i życia na własny rachunek były dla niej bardzo trudne. Obawiała się, ze sobie nie poradzi w wielkim świecie, że upadnie jak wielu młodych ludzi. Będzie nikim, a po niej pozostanie tylko cień. Doskonale pamięta jak tygodniami przepłakiwała całe noce, a czasami i dnie. Odbierała sobie jakiekolwiek nadzieje na lepsze jutro i marzyła, by ten koszmar, który był jej życiem w końcu się skończył. Tak było te kilka lat temu. Teraz jest całkiem inaczej. Po wielu upadkach na życiowej drodze, udało się jej w końcu coś osiągnąć. Skończyła studia z najlepszymi wynikami na roku, co oznaczało nowy początek. Przynajmniej tak się jej wydawało, lecz rzeczywistość okazała się okrutna i brutalna. By żyć i funkcjonować potrzebowała pieniędzy. Wykształcenie które posiadała nie dawało jej gwarancji otrzymania pracy i pozostawały jej tylko drobne dorabianie sobie tu i tam. Łapała się każdej pracy, by mieć na spłacenie rachunków i na jedzenie. Miała jednak świadomość że dorywcze czynności nie zapewnią jej odpowiedniego bytu. Dlatego zadecydowała, że wyjedzie za granicę i tam zarobi na dalsze życie. Doskonale posługiwała się językiem angielskim i niemieckim, dlatego też nie miałaby problemu by się porozumieć. Pomocną dłoń w jej stronę wyciągnęła pani Krystyna, która tak naprawdę ją wychowała. Magda przez osiemnaście lat była jej podopieczną w tutejszym Domu Dziecka. Kobieta poświęciła całe swoje dotychczasowe życie dla samotnych dzieci, które nie miały prawdziwej rodziny i domu, a tym stał się właśnie warszawski sierociniec. Siostra pani Krysi od piętnastu lat mieszka w niemieckim mieście, Dortmundzie, gdzie przeprowadziła się by móc na stałe związać się z ukochanym mężczyzną. Jest to czterdziestopięcioletnia mężatka, która od dłuższego czasu poszukuje zaufanej osoby, której mogłaby poświecić opiekę nad mieszkaniem. Zależy jej na tym by ktoś po prostu codziennie przychodził, robił podstawowe czynności związane  z uporządkowaniem przestronnego apartamentowca. I właśnie zdaniem pani Krystyny, Magda jest osobą godną zaufania. Zdaje sobie jednocześnie sprawę, że to poniżej jej poziomu wykształcenia ale w dzisiejszym świecie nie można wybrzydzać. Początki są zawsze trudne i trzeba być silnym. Ona wierzy w nią,  a wyjazd do Niemiec pomoże jej w obyciu z wielkim światem i ludźmi.
- Gotowa ? - zapytała widząc dziewczynę siedzącą na przystanku autobusowym z walizką. Brunetka uniosła wzrok wpatrując się w zatroskane oczy opiekunki Domu Dziecka. Podniosła swoje ciało i przytuliła się do swojej jedynej bliskiej osoby, w której zawsze odnajdywała oparcie przez tak wiele lat. Skinęła głową dając do zrozumienia, że jest gotowa by rozpocząć nowy etap w swoim życiu, a w rzeczywistości bała się wyjazdu, tego co zastanie w nowym miejscu. Miała teraz ochotę odwrócić się i wrócić do swojego przyciasnego, a zarazem przytulnego mieszkanka. Po bladej twarzy spłynęły pojedyncze, przezroczyste łzy, będące oznaką strachu i smutku przed opuszczeniem miasta i znajomych osób.- Nie ma co płakać, głowa do góry!- pokrzepiła ją pani Krystyna,której serce się krajało na myśl o wyjeździe dziewczyny, która była dla niej niczym rodzona córka.- Proszę- wręczyła brunetce reklamówkę w której znajdowało się pudełko owinięte ciemnym papierem i kartkę z adresem jej siostry. Przytuliła ją na pożegnanie, widząc nadjeżdżający autobus i ponagliła by wsiadła do pojazdu. Magda dopytywała co jest w podarunku, lecz nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Kobieta poprosiła wyłącznie by odpakowała po przyjeździe do Niemiec, mówiąc, że to na dobry początek, pomachała na ostatnie pożegnanie, uśmiechając się do dziewczyny siedzącej na jednym z wolnych miejsc. 
Przez szybę podziwiała mijające krajobrazy, wygodnie siedząc w jednym z wagonów pociągu, który zmierzał prosto do jednego z niemieckich miast, Dortmundu. W dłoniach trzymała pożółkłą kartkę, która była kluczem do nowego, lepszego świata. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, tak jak w jej sercu. Czuła, że w końcu coś zaczyna dziać się w jej życiu, coś pozytywnego. Jednak nie zdawała sobie w tym momencie sprawy, że życie znów pokomplikuje się jeszcze bardziej niżby mogła przypuszczać.



***




Zmęczony, obolały i poobijany we wszystkich częściach ciała kierował się w kierunku windy, ciągnąc za sobą podręczną walizkę. Oparł się o metalowe drzwi na czas przejazdu na swoje piętro. Po kilku sekundach winda zatrzymała się, rozległ się cichy dźwięk a wejście się rozsunęło, przez co o mały włos mężczyzna nie upadł na podłogę. Korespondując ze swoim przyjacielem wpadł na miejscową sprzątaczkę, której posłał chłodne spojrzenie i powędrował w kierunku swojego mieszkania. Przekręcił klucz w zamku i przekroczył próg. Pod ścianą pozostawił walizkę, po drodze do swojej sypialni na podłogę rzucił swoją dresową bluzę i rzucił się na łóżko, które było w takim stanie w jakim je pozostawił kilka dni temu przed wyjazdem na obóz przygotowawczy w Bad Ragaz, w Turcji. Rozegrał tam ze swoją drużyną kilka meczów, w których zaliczył kilka trafień, między innymi  z Bursasporem, który zakończył się wynikiem 4:1.
Spokojne zaśnięcie uniemożliwiały mu przebijające się przez okna promienie wschodzącego słońca. Wstał by zasunąć rolety, potykając się w między czasie o swoje buty i ponownie położył się, okrywając swoje ciało puchową pierzyną. Przeciągnął się kilkukrotnie, obracając się we wszystkie strony, aż ostatecznie udał się do krainy Morfeusza na zasłużony sen, po męczącej podróży powrotnej.
Gdy stojący na etażerce zegar wskazał godzinę za kwadrans dwunastą, po mieszkaniu rozległ się donośny dzwonek do drzwi. Rozzłoszczony mężczyzna schował głowę w poduszki, próbując zaciszyc dobiegające dźwięki do jego uszu. Widząc, że nieproszony gość nie zamierza rezygnować ze spotkania z jego osobą, zrzucił z siebie przykrycie i mocno zdenerwowany poszedł otworzyć drzwi.




***




Szeroko uśmiechnięta pokonywała kolejne odległości kierując się w stronę mieszkania z odpowiednim numerem. Bez większych problemów pokonywała stopnie schodów, wcześniej rezygnując  z przejazdu windą, której po prostu się obawiała. Stojąc przed drzwiami z numerem jedenaście, wzięła głęboki wdech i przycisnęła guzik dzwonka. Po kilku próbach, zawiedziona i zrezygnowana postanowiła opuścić budynek. W tym jednak momencie drzwi nieoczekiwanie się otworzyły, lecz domownikiem okazał się młody mężczyzna, a nie kobieta będąca siostrą pani Krystyny.
- Czego ?!- krzyknął wymachując rękoma, przez co, mało by brakowało, by przypadkowo uderzył dziewczynę w twarz. Przerażona odsunęła się o krok w tył przyglądając się mężczyźnie, który stał tuż przed nią. Ponowił pytanie, lecz Polka była w takim szoku, że nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa. Dopiero po krótkim czasie, po tym jak doszła do siebie, postanowiła po raz pierwszy przemówić w tutejszym języku.
- Przepraszam, szukam...- zaczęła, lecz nie zdążyła dokończyć.
- Nie obchodzi mnie kogo czy czego szukasz, rozumiesz ?! Rodzice cię nie nauczyli jakiekolwiek kultury osobistej ?!
- Przeprasz...
-  Idź stąd i nie pokazuj mi się na oczy !




***




Pozostawiam do Waszej oceny pierwszy rozdział. Dziękuję za wszystkie komentarze pod prologiem. Dzięki Wam świat staje się piękniejszy :) Jesteście najlepsze !
Kolejny za tydzień.
Pozdrawiam, Patrycja 





piątek, 22 listopada 2013

Prolog

Grudzień 1997

Na zewnątrz padał śnieg pokrywając swoją pierzyną miejscowe dachy budynków, ulice i korony bezlistnych drzew. Gdzieniegdzie można było spotkać ludzi, którzy z opóźnieniem przygotowywali się do wieczornej Wieczerzy. Wszyscy miejscowi mieszkańcy składali sobie życzenia, padali w ramiona, posyłali serdeczne uśmiechy. Blask latarni oświetlał chodniki, odbijał iskrzący się śnieg pod wpływem mrozu. Przed kościołem stała szopka bożonarodzeniowa, a obok niej iglaste drzewka przyozdobione najróżniejszymi bobkami i łańcuchami, które kołysały się na wietrze. Na skraju starej kawiarni za rogiem stali trzej muzycy pogrywając kolędy i śpiewając w rytm muzyki. W ten dzień świat stawał się inny, a wraz z nim wszyscy ludzie. Każdy na ten czas zapominał o smutkach, problemach, a cieszył się najdrobniejszymi rzeczami, byciem z najbliższymi w ten wyjątkowy wieczór. Każdy się cieszył w tym momencie poza tą małą zaledwie pięcioletnią dziewczynką, którą można było dostrzec w oknie miejscowego Domu Dziecka. Siedziała na marmurowym parapecie wielkiego drewnianego okna, przez które przebijały się powiewy wiatru, wydobywające przeraźliwe gwizdy. Nie przeszkadza jej to, bowiem przywykła do tych dźwięków. Towarzyszą jej one już od pięciu lat, czyli od tylu ile tu przebywa. Nie pamięta tego jak się tu znalazła, gdyż była kilkudniowym maleństwem, owiniętym kocem i pozostawionym samemu sobie na schodach przed budynkiem. Od tamtego czasu minęło już sporo czasu, a owe maleństwo stało się nadzwyczaj mądrym i inteligentnym pięciolatkiem. Miała na sobie czerwoną sukienkę z falbankami, związaną w pasie pokaźną kokardą. Kruczoczarne włosy związane w dwa kucyki dodawały jej dziecięcego uroku. Była małą piękną dziewczynką o uroczej twarzyczce, na której widać było smutek bijący z daleka. Nie była takim dzieckiem jak jej rówieśnicy. Nie miała kochającej rodziny, nie miała prawdziwego domu, nie miała przyjaciół. Nawet tutaj, w bidulu nie potrafiła z nikim nawiązać dobrych relacji, więc każdą chwilę spędzała sama. Nie rozstawała się jedynie z białym pluszowym misiem, do którego tak bardzo była przywiązana. Właśnie jego traktowała jak przyjaciela, był jej najbliższy. Opowiadała mu różne historie, rysowała dla niego, nosiła go ze sobą w każde miejsce. Dla tak małego dziecka ważne jest poczucie bliskości i miłości, a ona tego nie miała. Nigdy nie usłyszała słów Kocham cię córeczko, nigdy nie wymówiła słów mamo, tato. Była wyjątkowo wrażliwym i uczuciowym dzieckiem. Może właśnie dlatego nie potrafiła się z nikim zaprzyjaźnić. Bała się odtrącenia przez drugiego człowieka. Żyła we własnym świecie, we własnej wyobraźni. Dlatego była innym dzieckiem.
- Skarbie, chodź już do nas- starsza kobieta pogłaskała dziewczynkę po głowie i podała dłoń by ta zeszła do jadalni wraz z nią. Przez środek ustawiony był podłużny stół z miejscami dla każdego podopiecznego ośrodka. Pod oknem stała ogromna choinka sięgająca sufitu, przyozdobiona we wszystkich kolorach tęczy, a pod jej gałęziami leżały starannie ułożone i zapakowane prezenty gwiazdkowe. Wigilia każdego roku wyglądała tutaj tak samo. Czytanie Pisma Świętego, dzielenie się opłatkiem i składanie sobie życzeń oraz śpiewanie kolęd. Typowe polskie święta Bożego Narodzenia. Gdy nadszedł czas wszyscy zgromadzili się wokół drzewka oczekując podarunków. Główną zasadą było czekanie, aż wszyscy otrzymają prezent, a następnie nadchodzi czas ich odpakowania. Tak było i tym razem. Uszczęśliwione dzieci pokazywały innym co otrzymały, wymieniały się zabawkami i zajadały słodyczami. W czasie, gdy wszyscy dobrze się bawili, ta mała istotka siedziała na drewnianym krzesełku z niewielką paczuszką w dłoniach. Ostatecznie odważyła się je odpakować. Delikatnie rozwiązała wstążkę i złocisty papier. Wewnątrz znajdował się oprawiony w skórzaną okładkę, dziennik. Było w nim miejsce na datę, przemyślenia i rysunki. Czarnulka przycisnęła go do piersi i pobiegła do swojego pokoju, który dzieliła z o dwa lata starszą koleżanką. Usiadła wygodnie na metalowym łóżku, spojrzała jeszcze przez okno na przeciw i wzięła do ręki czarną kredkę. Na pierwszej stronie narysowała jedynie smutną buźkę i odłożyła zeszyt na stolik. Skurczyła swoje drobne ciałko, schowała twarz w dłoniach i zaczęła cichutko szlochać. Małe, pobladłe dłonie drżały, a ona nadal płakał. Po kilku minutach uniosła wzrok i po raz kolejny tego wieczoru wyjrzała przez okno. Chwyciła za klamkę, otwierając je na oścież, przez co w pomieszczeniu zrobiło się dużo chłodniej, wiatr targał białymi firankami. Wychylając się przez okienną ramę, wpatrywała się w tańczące na wietrze płatki śniegu i rozmyślała, co będzie kiedyś, za kilka i kilkadziesiąt lat. Co jest po drugiej stronie... W tej chwili miała marzenie by kiedyś poczuć się szczęśliwą, potrzebną i kochaną. Tylko tego chciała. Niczego więcej.




***




Wróciłam, ale tak nie do końca. Oddaję w Wasze ręce mój kolejny pomysł. Na pozostałe blogi na razie nie wrócę, za co przepraszam. Potrzebuję na nie więcej czasu. Aby Wam to wynagrodzić choć trochę, stworzyłam dla Was nową historię. Powstawała od dość dawna, lecz nie publikowałam jej. Robię to teraz. Rozdziały będę dodawała w każdy piątek, i obiecuję że nie będzie opóźnień. Nie zależy mi na obserwacjach, komentarzach, lecz na tym, bym miała świadomość, że są osoby, które czytają to co, piszę. Oczywiście cieszę się, kiedy widzę wszystkie komentarze, bo dla mnie jest to nagrodą za każdy trud i wysiłek włożony w napisanie dla Was rozdziału.  Już teraz dziękuję, za każde słowo, które pojawi się poniżej. Jesteście wspaniałe i nie wyobrażam sobie życia bez Was.
A jeśli ktoś jest ciekaw co u mnie, to.... to jest lepiej. Znacznie lepiej. Potrzebuję czasu by osiągnąć równowagę, ale jak na razie jestem na dobrej drodze. Możliwe więc, że gdy ostatecznie wrócę na bloggera, wrócę jako nowa osoba. Z Wami i dzięki Wam...
Pozdrawiam i do następnego piątku !
Patrycja