Pocałunek. Mówi o
wszystkim. W nim jest prawda, uczucie, obietnica. Pocałunek jest mową duszy i
ciała. To tak, jakbyś powiedział „zawsze będę Cię kochać”. To zawsze, to nie
jest miesiąc, rok czy kilka dni. To zawsze jest jak wieczność, która trwać
będzie dopóki oni będą razem. Nie chcą już ciągle się mijać, łudzić, marzyć…
Zwyczajnie pragną siebie, by być szczęśliwymi.
Patrzyli na siebie od
dłuższego czasu, uśmiechali się. Nadal ją obejmował nie chcąc puścić, nie
pozwalając jej odejść choćby na krok. W tych spojrzeniach było coś wyjątkowego.
Patrzyli tak, jakby widzieli się po raz pierwszy. Patrzyli tak, jakby chcieli
sobie coś powiedzieć. Nie musieli używać zbędnych słów, bo ich ciała mówiły za
nich. To co teraz jest między nimi, jest magiczne. To co jest między nimi to
miłość. Miłość inna niż pozostałe. Delikatna, krucha, bez żadnej skazy. Narodziła
się nie wiadomo kiedy, ale przyniosła szczęście, które dodaje im sił na każdy
kolejny dzień. To uczucie, które nimi zawładnęło dało im nadzieję, sens życia,
które jeszcze nie dawno było znikome, którego nie dostrzegali. W tej jednej
chwili, wszystko się zmieniło.
- To było… - zaczęła, ale nie potrafiła odnaleźć słowa,
które idealnie opisało by, to co właśnie czuje.
- Niesamowite –
zakończył za nią. Na jego twarzy malował się szeroki, promienny uśmiech, który
jeszcze jakiś czas temu był rzadkością. Pochylił się nad nią i jeszcze raz
delikatnie musnął jej wargi. Kolejny czuły i słodki pocałunek, który cieszył
ich do granic możliwości. Nie chciał tego kończyć, a nawet nie potrafił. Teraz,
za każdym razem gdy ją całował, był spokojny, pewny siebie, tego co robi. Czuł
spokój, bo wiedział, że ona pragnie tego tak bardzo, jak on sam.
- Powinieneś już iść. Brakuje
jeszcze by Jane cię tutaj zobaczyła – niechętnie odsunęła się od niego, choć
nie chciała tego. Pragnęła jego obecności, jego dotyku i czułości. Jego całego.
- Wstydzisz się mnie ?!
– spojrzał na nią oczekując odpowiedzi, ale jej nie uzyskał – Trudno, możesz
się mnie wstydzić, ale ja się nigdzie nie wybieram – objął ją od tyłu, mocno
ściskając, tak, że nie mogła się od niego uwolnić.
- Marco, idź już.
Naprawdę – mówiła, ale jej słowa na nim nie robiły żadnego wrażenia. Próbowała
robić kroki w kierunku kuchni, ale czuła na sobie dodatkowy ciężar w postaci
chłopaka. Śmiali się cały czas, nie potrafiąc przestać. Podążał za nią krok w
krok, ciągle całując jej nagą szyję i ramiona. Lubiła go takiego jakim jest
teraz, ale wiedziała, że on musi stąd wyjść. Pamięta reakcję Jane, na ich
znajomość, więc widok Marco w ich mieszkaniu, w dodatku nawet bez koszulki, źle
mógłby wpłynąć na ich przyjaźń. Jednak jej obawy były niepotrzebne, gdyż
przyjaciółka zapewne nie ma jej tego za złe, zwłaszcza, że ona tej nocy również
nie spędziła samotnie.
Oniemieli na ten widok.
Zapewne wielu rzeczy się spodziewali, ale tego na pewno nie. Choć zaskoczeni,
cieszyli się z tego na swój sposób. Z Magdy nie dało się nic wyczytać, z jej
oczu, wyrazu twarzy. Nic. A Marco ? Od wczorajszego dnia temu człowiekowi z twarzy nie schodzi uśmiech więc jak miało
by być teraz ? Nadal obejmując Ostaszewską, uśmiechnął się szeroko w kierunku
swojego kolegi z drużyny.
- Hummi ? A co ty tutaj
robisz ? – zapytał czarnowłosego, który w mgnieniu oka zakładał na siebie swoje
ubrania, która były porozrzucane po całym salonie. Jane stała, rumieniąc się
cała i próbując to zakryć swoimi włosami. – Czyżbyś kierunki pomylił ? – ledwo
powstrzymywał się od śmiechu
- A ty Reus ?! – unikał
udzielania odpowiedzi, zadając podobne pytanie, choć doskonale znał powód
obecności blondyna w tym mieszkaniu.
- Moja obecność tutaj
chyba nie jest dla nikogo zaskoczeniem – zaśmiał się i ciągle stojąc za
dziewczyną, pocałował ją delikatnie w policzek, a ona jedynie uśmiechnęła się
tak subtelnie, że ledwo dostrzegalnie – Więc ? Hummi, opowiadaj ! – doskonale
widział to zdezorientowanie i zakłopotanie na twarzy przyjaciela, więc jeszcze
bardziej ciągnął ten dość osobisty temat.
- Marco… Nie
przeszkadzajmy – Magda chyba wyczuła prośbę przyjaciółki, więc postanowiła, że
opuści pomieszczenie, zabierając ze sobą Marco, który widocznie wybrał sobie
Matsa jako cel jego zadręczania. – Chodź
już ! – pociągnęła go za sobą i już po chwili ponownie byli u niej w pokoju.
Zaraz, gdy tylko
przekroczył próg drzwi, wybuchnął śmiechem, który starał się powstrzymywać
będąc w towarzystwie klubowego przyjaciela. Położył się na niewielkim łóżku,
które mieściło się pod ścianą i, w którym spędził tę noc, wyjątkową noc.
Uśmiech nie schodził mu z twarzy, ale, gdy dostrzegł Magdę stojącą blisko
niego, prędko spoważniał, usiadł i spojrzał na nią. Również wpatrywała się w
niego, tak, jakby chciała przekonać samą siebie, że wszystko co teraz się
dzieje, jest prawdziwe.
-Chodź do mnie –
wyciągnął dłoń w jej kierunku. Trzymając
jej rękę, pociągnął ją w swoim kierunku, sadzając na swoich kolanach. Patrzyli
na siebie w milczeniu, ale często między nimi dochodzi do tych momentów, kiedy
patrzą na siebie, nic nie mówią a to im wystarcza.
Ich milczenie stawało
się coraz głośniejsze. Do głosu zaczęło dochodzić serce, rozum i pożądanie,
które toczyły swoistą walkę. A oni ? Oni nie wiedzieli kogo słuchać, decydowała
chwila, moment, jedno spojrzenie. Wnikliwe, przeszywające całe wnętrze i gorące, jak miłość, która ich
łączy.
Trzymała dłonie na jego
ramionach, uśmiechając się do niego, patrząc mu w oczy, ciesząc się jego
widokiem. On, delikatnie, ostrożnie choć bardzo pewnie przejechał opuszkami
palców po jej ramieniu, schodząc coraz niżej, aż do jej ud. Ciągle, jego dłonie
gdzieś błądziły po jej ciele, z jej zgodą. Jako pierwsza, przybliżyła się do
niego, delikatnie przygryzając jego wargę, co było ledwo odczuwalne, lecz nie
dopuściła do pocałunku. Miała wrażenie, że
ten dystans, który utrzymuje, wyraźnie mu odpowiada, więc nie przerywała
i nadal stawiała opory, choć było jej coraz trudniej. W jednej chwili obrócił
ją tak, by siedziała naprzeciw niego i pożądliwie spojrzał na nią, ale tylko na
moment. Kiedy nieznacząco odchyliła się w tył, przyciągnął ją do siebie,
całując jej szyję i dekolt. Cieniutką bluzeczkę, która okrywała jej delikatne
ciało, podciągnął wyżej a ona delikatnie wzdrygnęła. Jej ciało przeszła ciepła
fala połączona z dreszczami, które zaraz zniknęły. Jego dotyk był dla niej
przyjemnością, był czymś, czego nie doświadczyła jeszcze nigdy. On – dominował.
Robił to co chciał, choć wiedział, jak daleko może się posunąć. Ale ta chwila
nie miała być zabawą, jednorazowym doświadczeniem, ale miała być wyrazem
miłości, czymś więcej niż dla większości osób na ich miejscu.
- Chodźcie do nas ! –
usłyszeli wołanie zza drzwi, którego chyba nie chcieli usłyszeć. Chcieli być
teraz sami, wyłącznie sami. Magia, czułość, która im towarzyszyła, zaczęła się
ulatniać… Spojrzał jej w oczy w tak wielką czułością, z jaką na nikogo jeszcze
nie spojrzał.
- Przy tobie wszystko
staje się inne. Przy tobie ja staję się kimś innym… - szeptał – Obiecasz mi, że
już zawsze tak będzie ? – posłał jej takie spojrzenie, jakiego się obawiała. W
jednej chwili przypomniała sobie rozmowę z Lewandowską, która powiedział bardzo
zrozumiale, by ta nigdy nie skrzywdziła Marco. Ona tego nie chce, ale nie wie
co przyniesie los. Obiecać jest bardzo łatwo, ale dotrzymać tej obietnicy,
znacznie trudniej – Obiecasz ?
- Niech wszystko
pozostanie takim jakim jest teraz – rzekła, ale nie patrzyła na niego. On,
chyba nie usłyszał do końca to co chciał usłyszeć. „Takim jakim jest teraz”,
czyli jakim ? Są razem, nie są ? Kochają się, nie kochają ? Właściwie, co tak
naprawdę teraz jest między nimi…
*
Po wspólnie zjedzonym
śniadaniu, po niezliczonych docinkach z obu stron dwójki kolegów, Marco
postanowił już udać się do swojego mieszkania, wcześniej odwiedzając
Lewandowskiego, któremu chciał o wszystkim opowiedzieć.
- Zobaczymy się dzisiaj
? – zapytała mnąc jego koszulkę w dłoniach, stojąc blisko chłopaka.
- Chciałabyś ? – zapytał.
- Tak – nawet się nie
zastanawiała nad odpowiedzią.
- Przyjadę wieczorem po
ciebie. Pa – pocałował ją i wyszedł. Ona jeszcze chwilę stała…zauroczona,
zamyślona…zakochana ? Zdecydowanie tak…
Nie chciała przeszkadzać
przyjaciółce, która nadal przebywała w towarzystwie dortmundzkiego piłkarza,
więc ponownie zaszyła się w swoim pokoju. Właściwie, to co wydarzyło się od
wczorajszego wieczoru, było dla niej takie nierealne. Ona i Marco, w co jeszcze nie dowierza, a jeszcze bardziej
w to, że między Jane a Matsem coś się pojawiło. Jeden wieczór, jeden taniec,
jedna noc i już coś jest ? Tak szybko ? Kiedy ona i Marco, tak długo się do
siebie zbliżali, kiedy tak bardzo tego pragnęli ale się obawiali. I nadal nic
między sobą nie wyjaśnili. Nie było okazji, sposobności, ochoty… A może gdzieś
w każdym z nich pojawił się ten cień strachu, by ukochana osoba nie wiązała z
tym żadnej przyszłości. Przecież tak nie jest !
- Mów, mów, mów ! Jak było ? Jak całuje ? Wszystko jak na
spowiedzi, Meg ! – blondynka wparowała do pokoju rzucając się na wolną część
łóżka, zasypując Polkę ogromem pytań.
- Ja mam mówić ? To ty
mi lepiej powiedz co to się wydarzyło kiedy myśmy z Marco wyszli – zaśmiała się
i znacząco spojrzała na przyjaciółkę, unosząc brwi ku górze
- Innym razem – zachichotała,
rumieniąc się – Ale…Marco ! Jaki on jest ? Jaki jest, kiedy jesteście tak tylko
sami ? – ułożyła dłonie na swoich kolanach i czekała na długą opowieść z
wieloma szczegółami.
- To moja sprawa –
rzuciła w nią poduszką – Tak naprawdę, jest taki…inny. Może mi się tylko tak
wydaje, ale naprawdę, kiedy jesteśmy razem, a obok nie ma nikogo innego, on
wydaje się taki…widzisz, nawet nie umiem tego określić. Jest inny niż
dotychczas myślałam. Albo ma tyle do powiedzenia, że nie wie kiedy skończyć,
albo milczy i tylko patrzy – kiedy o nim mówiła cały czas się uśmiechała, a
oczy jej błyszczały – I przy nim…Jane, jestem przy nim szczęśliwa – spuściła
głowę, ciesząc się na myśl o nim i o tym co się dzieje między nimi obojgiem
- Meg, jesteś zakochana
!? – blondynka była tym wyraźnie podekscytowana i uszczęśliwiona, czego nie
ukrywała – Jesteście razem, prawda ?!
- Nie…to znaczy nie wiem
do końca. Nie rozmawialiśmy tak naprawdę o tym…Chciałabym, ale…
- Ale?
- Ale mam wrażenie, że
to nie jest dobry pomysł. Przecież my tak bardzo się różnimy. Tyle nas dzieli.
Co jeśli to co jest teraz zaraz minie ? – wyraźnie posmutniała
- Jak nie spróbujesz, to
się nie dowiesz…
*
Szczęśliwy, radosny,
pewny siebie, wparował przez otwarte już drzwi do mieszkania swoich przyjaciół.
Od progu, swoim głośnym wołaniem, informował o swoim przybyciu. Kiedy Anna
usłyszała głos przyjaciela od razu się uśmiechnęła i nadal czytała gazetę,
siedząc na fotelu i popijając marchwiowy sok, a Lewandowski ?
- Tylko nie on, Ania,
błagam powiedz, że to mi się śni – mamrotał leżąc na kanapie z obolałą głową po
wczorajszej zabawie po meczu. Widocznie jeszcze nie powrócił do codziennej
formy, a przybycie Marco było kolejną
dawką jego męczarni, czego Reus nigdy nie odpuszczał.
- Lewy ! Kochany ty mój
! – krzyknął i przeskoczył przez oparcie kanapy i wylądował na Robercie, który
tylko zaklnął pod nosem, a Anka tylko się zaśmiała. Uwielbiała patrzeć na to
jak obaj mężczyźni się ze sobą droczą każdego dnia, w każdej chwili.
- Reus, złaź ze mnie !
- Nie mam ochoty –
zaśmiał się – Przecież ty to lubisz
- Wiesz jak to wygląda ?
Gdyby ktoś teraz nas zobaczył to pomyślałby sobie, że my… - uciął temat, bo
wiedział że dla Niemca to kolejny głupi temat do ciągnięcia rozmowy którego nie
odpuści tak łatwo.
- Lewy, dokończ.
Przecież to są ludzkie sprawy. O tym mówi się otwarcie. Więc, wiesz…może pora
powiedzieć, że my czasami, lubimy tak razem… - śmiał się, ledwo mówiąc, a
wtórowała mu żona polskiego napastnika
- Reus ! Jak ty mi grasz
na nerwach !
- Wiem – odparł dumnie –
Ale, ty mnie kochasz, ja cię kocham. Nasz związek jest wprost idealny. Chociaż
mógłbyś przestać chodzić w tych jaskrawych bokserkach bo drażnią moje oczy
kiedy się przebierasz…
- Reus do cholery !
Wynocha stąd ! - zrzucił blondwłosego
piłkarza z siebie, który upadł na twardą podłogę, ale to go nie powstrzymała i
nadal śmiał się w niebogłosy. Natomiast Robert ledwo mógł wytrzymać z bólem
głowy, który towarzyszył mu od samego wybudzenia się ze snu.
- Dobra, odpuść mu na
dzisiaj. Jutro go pomęczysz -
zachichotała Lewandowska, co spotkało się z chłodnym spojrzeniem jej
ukochanego. – Co cię w ogóle do nas
sprowadza ?
- Wiadome, że mój
ukochany – napastnik tym razem zignorował blondyna choć cisnęło mu się na usta
kilka słów- A tak serio, to chciałam wam pierwszym powiedzieć, że chyba…ja i
Meg…jesteśmy razem…
*
Taki dziwny wyszedł mi ten rozdział.
Chyba Was nim trochę zawiodłam. Jednak chciałam coś dodać, a mojego pomysłu nie
mogłam ubrać w słowa. Kolejny postaram się napisać jak najszybciej.
Dziękuję za wszystkie komentarze.
Każdy wywołuje u mnie uśmiech.
Jesteście wspaniałe !
Pozdrawiam