piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział IV


Mijała ludzi ciągle roniąc kolejne gorzkie łzy bólu i smutki. Nie rozumiała jego zachowania, nie chciała zrozumieć. Pragnęła o nim zapomnieć jak najszybciej, chciała już więcej go nie spotkać. Poznanie i znajomość  z nim okazała się bardziej bolesna niż przypuszczała. Po drugiej stronie ulicy dzieci bawiły się na placu zabaw pod opieką opiekunek, a ona stała zapłakana przyglądając im się wszystkim, z pragnieniem niesienia pomocy im, dania im wiary w siebie i życie. Sama wiele już doświadczyła i dlatego podjęła się tej pracy, bo tylko ona  da jej satysfakcję, móc pomagać innym. A ona właśnie to kochała. Kochała pomagać- wszystkim bez wyjątków.
W niewielkim pomieszczeniu, w którym można było pozostawić swoje osobiste rzeczy, odstawiła swoją torbę, a sama usiadła przy stoliku nalewając sobie świeżej, mocnej kawy. Podparła podbródek o zaciśnięte dłonie, po czym pochyliła głowę, a na jej twarz opadły włosy. Wiedziała, że nie może teraz płakać, nie może dać po sobie poznać, że ktoś ją zranił. Wstała pospiesznie podchodząc do lustra. Poprawiła roztrzepane włosy, nałożyła niewielką ilość pudru być choć trochę zakryć ślady płaczu i podpuchłe oczy.
- Płakałaś ?- bez żadnych podchodów, zapytała Jane widząc smutek na twarzy Ostaszewskiej
- Nie, skądże- odparła łamliwym głosem, przywdziewając blady uśmiech.
- Widzę przecież. Meg, co się stało ? Mi możesz powiedzieć- krzepiąco przytuliła Magdę, która dla tutejszych ludzi stała się po prostu, Meg
- Dziękuję, ale nie mam ochoty. Nie mam siły o tym myśleć, a co dopiero mówić.- po chwili dodała- Co mogę robić ?
- Chodź, zapoznam cię ze wszystkim.




***




Ciągle wściekły na siebie, o to, że tak dziecinnie dał się oszukać młodej kobiecie, która wykorzystała jego słabość- słabość to młodych, pięknych, czarujących dziewczyn. 
W każdej części mieszkania porozrzucane były rzeczy, bez żadnego ładu i składu. Nerwowo przeszukiwał każde milimetry domu, by odnaleźć tak cenny przedmiot. Stojąc przed regałem z książkami, poczuł wibracje telefonu  w jego kieszeni. Wsunął dłoń by wyjąc niewielkie urządzenie, lecz poza nim w kieszeni było coś jeszcze. Posrebrzana, prostokątna karta kredytowa. Trzymając ją w palcach, przyglądał się z takim zaciekawieniem, jakby napisana tam była jego przyszłość. Ignorował ciągle dzwoniący telefon, oparł się o framugę drzwi po której się osunął na podłogę. Z podkurczonymi kolanami siedział w takiej pozycji przez dłuższy czas. Czuł się tak podle jak nigdy dotąd. Dotarło do niego jak bardzo skrzywdził nieznaną mu dziewczynę, przez własną głupotę. Wykorzystał jej obecność by to właśnie ją obarczyć o kradzież jego karty. Czuł się tak bardzo bezsilny. Zrobiłby teraz wszystko, dosłownie wszystko, by móc możliwość porozmawiać z nią, by dała mu szansę to wszystko wytłumaczyć, by mógł przeprosić. Ale dlaczego tak bardzo się łudzi ?  Nawet gdyby w jakiś sposób ją odnalazł, ona nie pozwoli mu się do siebie zbliżyć, nie wysłucha ani jednego jego słowa. Sam by tak postąpił będąc na jej miejscu. Mimo to żyje złudnym marzeniem, że uda mu się naprawić swój tak poważny błąd. Musi ją odnaleźć, musi ja zobaczyć, bo jest ona dla niego... Ważna ? Chyba stała się odkąd ją poznał, lecz stracił dziewczynę, która mogła być dla niego lepszym jutrem.
Gdy wyświetlacz jego telefonu wskazywał godzinę 10.45 i liczbę kilkudziesięciu nieodebranych połączeń od Kuby i Roberta, kilku wiadomości, wstał, założył swoje ulubione buty, czarny fullcap i wyszedł z mieszkania, trzaskając po sobie drzwiami.
Mijały kolejne godziny, a on wciąż jeździł ulicami Dortmundu poszukując Magdy. Kilka razy miał wrażenie że ją odnalazł, lecz były to tylko bardzo podobne sylwetki, lecz nie ona sama. Zrezygnowany zatrzymał się na poboczu, wysiadł z samochodu, o który się oparł, wziął głęboki wdech powietrza i myślał. Nadmiar myśli, wyrzutów sumienia, go przytłaczał. 
Niebo coraz bardziej ciemniało, wzmagał się wiatr, a w oddali widoczne były pojedyncze błyskawice. Po chwili, gdy temperatura powietrza obniżyła się o co najmniej pięć stopni, zaczęło padać. Mężczyzna wsiadł do swojego samochodu, zapalił silnik i ruszył przed siebie. Na ulicach panowały całkowite pustki, ze względu na szalejącą burzę. Marco widząc, że w takich warunkach nic nie zrobi, nawrócił na najbliższym rondzie i pojechał do Roberta. Sam właściwie nie wiedział, dlaczego obrał taki kierunek, zwłaszcza, że ostatnio nie dogadują się zbytnio. Mimo to nie zrezygnował. Gdy był już na miejscu, odstawił samochód pod zadaszeniem pomiędzy domem a garażem, założył kaptur na głowę i szybko pobiegł do drzwi. 
- Marco, co ty tutaj robisz w taką pogodę ?- zapytała Anna, żona Lewandowskiego. 
Mężczyzna w milczeniu przekroczył próg drzwi, zdjął swoje mokre buty i bluzę, które zostawił w przedpokoju. Brunetka zaprowadziła go do salonu, w którym przebywał Robert. Na stoliku stały zapalone świece i butelka czerwonego wina, a w kominku palił się ogień.
- Nie w porę. Przyjdę kiedy indziej- odparł Marco widząc panującą atmosferę w mieszkaniu, cały nastrój. Wiedział doskonale, że przeszkodził świeżo upieczonemu małżeństwu w romantycznym wieczorze.
- Nigdzie cię nie puścimy- zatrzymała go kobieta, przyjacielsko się do niego uśmiechając. 
- Odbierz czasem ten pieprzony telefon !- warknął Lewandowski, który przez cały dzień martwił się o swojego klubowego kolegę. Podszedł bliżej niego, obejmując go przyjacielsko jak miał to w zwyczaju.- Powiesz co się dzieje, czy nadal będziesz oszukiwał nas wszystkich i samego siebie ?
- Robert, pomóż mi- zdruzgotany Niemiec usiadł na kanapie, chowając twarz w dłoniach by nikt nie dostrzegł jego bezsilności.
Lewandowscy przyglądali się przyjacielowi, nic nie rozumiejąc. Doskonale wiedzieli, że ostatnimi czasy dwudziestoczterolatek przechodzi trudny okres w życiu, co w znacznej mierze wiązało się z odejściem Mario do Bayernu Monachium, ze zerwanymi zaręczynami, co odbiło się na jego formie fizycznej, ale też i psychicznej. Unikał spotkań ze znajomymi, często nie było z nim kontaktu, znikał na całe dnie i noce, często szwędając się po klubach, gdzie zabawiał się z młodymi dziewczynami, nie szczędząc sobie alkoholu. Każdy martwił się o niego, wszyscy obawiali się, że stoczy się na samo dno, zaprzepaści karierę. Robili co mogli, ale bez samego udziału Marco, nie mogli zrobić zbyt wiele.
- Marco, co się stało ?- zapytała Ania, widząc malujący się na twarzy Niemca, coraz to większy smutek.
- Nie wiem, jak mogłem zrobić coś tak okropnego. Jak mogłem powiedzieć jej, że … Jak mogłem ją o to posądzić ? Ona by tego nie zrobiła. Skrzywdziłem ją kolejny raz. Teraz mi nie wybaczy. Trudno, ale ja nie wiem co się z nią teraz stanie. Szukałem jej, szukałem cały dzień, ale jej nie ma ! Rozumiecie ?! Nie ma jej ! Nigdzie ! Jak jej się coś stanie, nie daruję sobie tego- mówił łamliwym głosem, chodząc w tę i z powrotem po całym salonie.
- Marco, ale o kim ty mówisz ?- zadała kolejne pytanie
- O Meg, a o kim ?! Muszę ją znaleźć,  muszę mieć pewność, że jest bezpieczna !- zwrócił się w kierunku wyjścia, biorąc swoje rzeczy. Na dworze przestało padać, wiatr ustał, a przez ciemne chmury przebijało się słońce.
- Reus, stój ! – zawołał Lewandowski do kolegi, który wsiadał już do samochodu. Podbiegł do niego, opierając się o drzwi. – Pomogę ci, razem ci pomożemy.




***                     


Zmęczona całym dniem opieką nad dziećmi i zdarzeniami z poranka, usiadła na parapecie okna z kubkiem gorącej herbaty owocowej. Wpatrywała się w opadające z liści drzew krople deszczu, które połyskiwały w świetle księżyca. Sięgnęła po czasopismo, które leżało u jej stóp i  zaczęła czytać. Jej uwagę przykuł ostatecznie ostatni artykuł dotyczący sportu. Dopiero teraz zorientowała się u kogo mieszkała i że dzięki niemu poznała najlepszych polskich piłkarzy. Oblała się rumieńcem myśląc o swojej głupocie. Jednak skąd mogła o tym wiedzieć, skoro nigdy nie interesowała się sportem, zwłaszcza piłką nożną, którą uważała za bezsensowny sport, a w mieszkaniu Marco nie było nic co można by było powiązać z grą w Borussi Dortmund. Nie było zdjęć, medali, jakichkolwiek pucharów, nic, kompletnie nic. Nawet zwykłego stroju charakterystycznego dla niemieckiego klubu.
- Co tak czytasz ? – zapytała Jane siadając po drugiej stronie parapetu, również z kubkiem gorącej herbaty, który kurczowo trzymała w dłoniach
- Nic specjalnie ciekawego – odparła odkładając czasopismo
- Pani Christina powiedziała, że poradzi już sobie ze wszystkim i możemy iść do domu. To co ? Idziemy ?
- Tak, pewnie – oznajmiła schodząc z okna. Wzięła swoje rzeczy i wyszła na dwór a wraz z nią jej nowa przyjaciółka.
- Gdzie mieszkasz ? Podwiozę cię – odparła otwierając swój samochód
- Dzięki, ale przejdę się. Poza tym, muszę znaleźć jakiś hotel – powiedziała cichszym głosem odwracając się w drugą stronę.
- Nie masz mieszkania ? – Polka skinęła głową, nieco zawstydzona tym, że została bezdomną – Dlaczego nie mówisz ? Zamieszkasz ze mną!
- Nie, nie mogę – prędko zaprzeczyła
- Co nie możesz ? Szukam współlokatorki, więc śmiało możesz się wprowadzisz. Chodź szybko ! – pociągnęła ją za rękę do swojego samochodu. Ta niechętnie wsiadła, a Jane rozpoczęła swój długi monolog w drodze do domu, opowiadając wszystkie historie swojego życia, przygody z chłopakami i tak przez całe pół godziny.




***




Późnym wieczorem wrócili do domu Lewandowskiego bez żadnych rezultatów. Objechali całe miasto, pytali ludzi, lecz nikt nie widział dziewczyny szczegółowo opisywanej przez poszukujących. Marco siedział na krześle popijając mineralną wodę, a Ania wraz z Robertem wpatrywali się w niego nie wiedząc jak mu pomóc.
- Dzięki za wszystko. Będę wracał. Przepraszam za zamieszanie- odparł odstawiając szklankę na blat stołu i wstając z krzesła.
- Za co ty przepraszasz, stary ? Po to jesteśmy by sobie pomagać, nie ?
- Wiem, dzięki – odrzekł mijając przyjaciół i wyszedł z mieszkania, rzucając na koniec krótkie – Cześć !
- Robert ? – kobieta spojrzała na męża, a ten już wiedział co ma zrobić. Ucałował ją czule w czoło, porwał telefon z szafki i przykucnął by ubrać swoje buty – Pilnuj go, by nie zrobił coś głupiego dodała trzymając ręce na piersi
- Wiem, wiem. Wrócę jutro rano. Kocham cię ! – zawołał jeszcze wychodząc z mieszkania. Podbiegł do bramy ogrodzenia, która otwierała się przed wyjazdem czarnego Rang Rovera. – Czekaj ! Jadę z tobą. Może coś wymyślimy przez noc. – oznajmił zapinając pasy, a Marco nic już nie mówiąc wyjechał na jezdnię kierując się do swojego mieszkania.
Dochodziła północ. Mężczyźni siedzieli popijając whisky, w tle pogrywała muzyka, a pomieszczenie oświetlała stojąca w kącie lampa. Zamyśleni, usłyszeli dzwonek do drzwi, co było dla nich zastanawiające. Marco podniósł swoje ociężałe ciało i skierował się w kierunku drzwi. Gdy je otworzył nie zastał nikogo, poza kopertą leżącą na wycieraczce. Schylił się po nią, po czym wrócił do przyjaciela. Wziął kolejny łyk trunku i otworzył biały prostokątny papier. Zawartością było kilka banknotów i liścik, zapewne od nadawcy. Obrócił go w kierunku padającego światła i zaczął czytać : Mam nadzieję, że ta kwota wystarczy by opłacić mój krótkotrwały pobyt u Ciebie. Możesz mnie posądzać o wszystko, lecz nie ukradłam nic co do Ciebie należy. Meg . Przetarł oczy ze zdumienia, po czym rzucił wszystko co trzymał w dłoniach i wybiegł z mieszkania. Robert nic nie rozumiejąc w zachowaniu Reusa ruszył za nim.
- Była tu ? Rozumiesz ?! Była ! – krzyczał biegnąc na ulicę. Stanął na środku, kręcąc się i szukając wzrokiem sylwetki brunetki.
- Kto ? – Robert stał tuż obok niego, głęboko oddychając.
- Meg. Była tutaj. Muszę z nią porozmawiać, muszę…




***




Rozdział jak rozdział, pozostawiam do Waszej oceny.
W związku z tym, że święta tuż tuż, chciałabym Wam życzyć wszystkiego co najlepsze. Promiennego uśmiechu każdego dnia, radości z życia, pogody ducha...Tego byście były tak wspaniałymi osobami jak jesteście. Macie wielkie serca ! Nigdy nie umiałam składać życzeń i nie umiem obrać tego w słowa. Ale po prostu chcę Wam życzyć szczęścia, które Was nigdy nie opuści. Dziękuję że jesteście i wspieracie mnie i towarzyszycie w mojej " literackiej " wędrówce. Wesołych Świąt ! :) 





12 komentarzy:

  1. Co by tu mówić,rozdział-jak każdy twój jest przewspaniały :)
    Reus ma niezłe wyrzuty sumienia ale się nie dziwię,mam nadzieje że w następnym rozdziale będzie się nieźle trudzić aby mu wybaczyła :)
    Czekam na następny :*
    I oczywiście Wesołych Świąt :) Abyś jeszcze długo dla Nas tak wspaniale pisała ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział ŚWIETNY ! jak zawsze :) Także życzę Ci Wesołych Świąt i Udanego Sylwestra :* Pozdrawiam Magda

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za wspaniały rozdział. Cudowny prezent świąteczny.
    Tobie też życzę wszystkiego najlepszego, abyś była zdrowa, uśmiechnięta i nigdy nie traciła weny. Wszystkiego najlepszego :) :) Pozdrawiam, Karolina

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski rozdział !!! Wszystkiego najlepszego :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział zajebisty!! Bardzo dobrze ,że tak się rozgrywa akcja , powoli a nie od razu poznają się i wielka miłość. Niech trochę powalczy chłopczyna! ;) Ja mam jakieś dziwne przeczucie , że ona będzie mieszkać w tym samym budynku :PP
    Ja tobie Pyśka też życzę wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, spełnienia tych największych marzeń , żebyś była szczęśliwa, silna i przede wszystkim żeby ten rok był dla Ciebie lepszy ;) Każdy na takie coś zasłużył ale ty przede wszystkim;) . Pamiętaj nie jesteś sama , masz nas ;) . I zapamiętaj , że jak coś to zawsze możesz do mnie napisać ;) .
    Pozdrawiam Cię Cieplutko :*:*:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział !! :D W ogóle świetne opowiadanie :D Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału :D A Marco jest kretynem, że nie pomyślał na początku czy gdzieś nie włożył tej karty, tylko zaczął się drzeć na Magdę ;/ Również życzę Ci wspaniałych świąt i żeby wena Cię nie opuściła :))) Pozdrawiam - Karu :>

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudny *.* Mam nadzieje, że Marco odnajdzie Meg. To miłe, że Robert Mu pomaga. Ja Tobie również życze wesołych świąt! Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, Niedobry Marco ;c Trochę nie dziwię się Marco, że tak szybko osądził Magdę , bo jej nie zna , ale z drugiej strony zachował się jak tępa ciota ;D hłe hłe ;>
    Dobrze, że Meg znalazła pracę oraz mieszkanie i mam nadzieję, że Marco ją odnajdzie i będzie słooooodko ! ;)
    Piszesz fenomenalnie ! Twoje rozdziały wciągają i codziennie tu wchodzę, aby sprawdzić, czy nie dodałaś czasem rozdziału ! I dziś sobie tutaj wchodzę , patrzę i jest ! Wspaniały rozdział na poprawienie humorku ;) Trochę słodzę , to wszystko przez te święta ;D No właśnie, również życzę Ci WSPANIAŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU I OBYŚ ZAWSZE PISAŁA, TAK JAK TERAZ <3
    Do następnego ! ;***


    Pozdrawiam, Karinka ! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Nominowałam Cię do Libster Awards :) Szczegóły u mnie:
    http://w-moim-swiecie-bez-milosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejku, dzis natchnelam sie na to opowiadanie i sie po prostu zakochalam. Juz dawno nie czytalam opowiadania, ktore mialoby tak przekonujaca fabule i byloby pisane w niezwyklym jezyku. Dziekuje Ci, ze piszesz to opowiadanie!!<3 a co do rozdzialu to szkoda mi Marco, ale nie moze wyladowywac swojej agresji na pierwszych napotkanych osobach. Meg jest bardzo uczuciowa, duzo w zyciu przeszla, nie raz po tylku od zycia dostala...

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny rozdział ;)
    Nominowałam Cię do Libster Awards, szczegóły u mnie na blogu :
    pomimowszystkokocham.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Powiem ci, że to jest genialne. jak to czytam to aż mam łzy w oczach naprawdę ♥

    OdpowiedzUsuń