piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział III


Rozglądał się po własnym mieszkaniu, ale czuł się niczym w całkowicie obcym mu miejscu. Nie przypominało tego mieszkania jakie zostawił kilka godzin temu. Wszystkie rzeczy leżały na swoim miejscu, podłoga lśniła a w wazonach stały świeże kwiaty, których zapach unosił się w powietrzu. Z kuchni dobiegała woń potraw, zapewne przygotowanych na obiad z myślą o nim. Stanął u progu wejścia do kuchni, w której zastał swojego gościa. Dziewczyna stała przy kuchence z nałożonymi na rękach rękawicami i wpatrywała się w zawartość piekarnika. Nie dostrzegła mężczyzny, a ten nie przypominał o swojej obecności lecz z uwagą przyglądał się czynnościom kobiety. Dawno nie czuł się w ten sposób. Nie przypomina sobie czasów, kiedy wracał do domu, w którym czekał na niego ciepły posiłek i osoba dla której... Właściwie tu sam nie wie co ma myśleć, bo na pewno dla nieznajomej nie znaczy więcej niż mógłby chcieć.
- Przestraszyłeś mnie - poderwała się trzymając w dłoniach gorące naczynie, dopiero co wyjęte  z piekarnika.
- Przepraszam, nie chciałem- odpowiedział ze skruchą w głosie i zrobił miejsce na kuchennym blacie, by ta mogła odstawić formę. Ukradkiem spoglądał na nią, w międzyczasie pomagając w nakładaniu warzyw na talerze.- Przyszli moi przyjaciele. Dla nich też wystarczy tych smakowitości ?- uśmiechnął się szerzej, a właściwie uśmiechnął się po raz pierwszy od bardzo dawna.
- Tak, na pewno. Mam nadzieję, że będzie smakowało. Zrobiłam to zgodnie z zaleceniami do twojej diety- palcem wskazała na wiszącą kartkę na lodówce i dodała- Posprzątałam też trochę, jeśli nie masz nic przeciwko.
- Nie! Skądże. Bardzo ci za to dziękuję. Nie miałem do tego głowy ostatnio- mówił wyjmując sztućce z szuflady. 
Weszli do jadalni, która łączyła się z salonem, w którym żwawo gawędzili Robert z Jakubem. Na stole stał już dzbanek ze sokiem i szklanki. Marco wraz z Magdą ułożyli talerze z posiłkami i sztućce. Robert widząc piękną nieznajomą szturchnął swojego przyjaciela, po czym obaj wstali z kanapy by się przywitać.
- Właśnie! - Klasnął w dłonie młody Niemiec- Poznajcie się. To jest Meg, a to Kuba i Robert- podali sobie dłonie, lecz zapoznanie między Ostaszewską a polskim napastnikiem trwało wyraźnie dłużej.
- Miło mi cię poznać, Meg- mężczyzna widocznie kokietował znajomą swojego przyjaciela
- Ktoś tu jest żonaty- w tle dopowiadał Błaszczykowski widząc zaloty swojego kolegi z drużyny, jednak Lewandowski zignorował ów kąśliwości
- Właściwie to Magda Ostaszewska- odparła w swoim ojczystym języku, wywołują u swoich rodaków nie małe zaskoczenie.
- Polka ?! Pewnie że Polka. Widać przecież- Robert wskazywał na kobietę, po czym skierował się do Marco- Naucz się w końcu wymawiać czyjeś imiona.
- Niemałe z ciebie ziółko- Błaszczykowski śmiał się, opierając się o ramię blondyna- To dlatego nie chciałeś byśmy do ciebie przychodzili. Chciałeś mieć tylko dla siebie tę piękność. Ty niedobry !- mężczyzna żartobliwie pogroził palcem mu przed oczami, lecz jemu nie było do śmiechu, tak jak Magdzie, która widocznie się zarumieniła, zawstydziła.
- Wieczorem wezmę swoje rzeczy i już się wyprowadzę- w końcu odparła i udała się w kierunku drzwi wyjściowych.
Dopiero po chwili, Marco zorientował się, że dziewczyna właśnie wyszła. Nie zwlekając ruszył za nią, a dogonił ją tuż przed blokowiskiem.
- Zaczekaj !- złapał ją za nadgarstek, przez co dziewczyna zwróciła się w jego stronę. Spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami, które mimo wszystko przepełnione były tak wielką pozytywną energią w stosunku do życia i ludzi. Chłopak tak bardzo się w nie zapatrzył, że nie docierały do niego żadne słowa.- Co ? A tak !- zaśmiał się sam z siebie, a wraz z nim Magda- Chciałem tylko powiedzieć, że nie musisz przecież wychodzić i możesz posiedzieć  z nami, razem, we czwórkę. I że możesz mieszkać u mnie tak długo jak zechcesz. I, że gdybyś czegoś potrzebowała, to ... to ja jestem- spojrzał na nią, ciągle trzymając jej nadgarstki.
- Wiem, ale poradzę sobie sama- odparła i odeszła.
Marco stał jeszcze przez chwilę na środku chodnika, zastanawiając się co tak naprawdę chciał na końcu powiedzieć. Powiedział, że jest, ale czy nie chciał by to ona była ? By została na dłużej, by pomogła mu stanąć na nogi, by po prostu dała mu powód by żyć...




 ***




Przemierzała kolejne odległości tutejszego miasta w poszukiwaniu jakiegokolwiek noclegu, a nawet pracy. Po długich namysłach dotarło do niej, że jeśli wyjedzie, podda się i wróci do tego, od czego chciała uciec. Dortmund miał być początkiem, a nie końcem.
Wracając już do domu swojego wybawiciela, jej uwagę przykuło  ogłoszenie wywieszone na tablicy. Podeszła bliżej by uważniej je przeczytać. Nie będąc zbytnio przekonaną, zapamiętała adres i podeszła do okienka pobliskiego kiosku by zapytać o dojście do ośrodka. Starsza kobieta z przyjemnością wyjaśniła młodej dziewczynie, którędy najszybciej dostanie się do docelowego miejsca. Podziękowała i ruszyła w tamtym kierunku.
Po półgodzinnym spacerze stanęła przed budynkiem, na którym wyraźnie pisało Kinderheim in Dortmund. Stojąc przed wejściową bramką, przypomniało jej się całe dzieciństwo spędzone w warszawskim sierocińcu. Tam się wychowała, tam nauczyła się życia, a potem tam pracowała dorywczo, z chęcią wspierała zagubione dzieci, bo nikt nie potrafił do nich dotrzeć tak jak ona sama. Tylko ona wiedziała co tak naprawdę czują dzieci, które tam trafiają.
Ostatecznie wezbrała się na odwagę i minęła bramkę po czym podeszła do masywnych drzwi wejściowych. Zadzwoniła dzwonkiem, którego dźwięk rozległ się po całym ośrodku. Już po chwili stała przed nią kobieta, również młoda jak Ostaszewska. Z wdzięcznym uśmiechem podała jej dłoń by się powitać i przedstawić swoją osobę i powód przyjścia. Po wszystkich formalnościach, obie weszły do środka.
- Jest pani pewna co do pracy tutaj ?- zapytała ją pracownica dortmundzkiego domu dziecka, podając jej kubek z herbatą.
- Tak, myślę że to dobry pomysł.- odparła
- Niech się pani dobrze zastanowi. To nie jest taka praca jak inne. To jest ogromna odpowiedzialność za dzieci, za ich psychikę...
- Wiem, doskonale o tym wiem. Pracowałam już w domu dziecka, więc wiem na czym to polega. I proszę mi nie mówić pani, lecz Magda.
- Jane. - blondynka uśmiechnęła się szeroko do nowo poznanej osoby- Dobrze, jeśli tego chcesz, to możesz z nami pracować. Możesz zacząć kiedy chcesz, nawet jutro.
Kobiety rozmawiały jeszcze przez długi czas. Nawiązała się między nimi nic porozumienia, miały podobne poglądy, więc tematów do rozmów nie brakowało. Obie bardzo dobrze czuły się we własnym towarzystwie, przez co bardzo szybko się zaprzyjaźniły.
Kiedy tutejsze słońce zaczęło się chować za horyzontem, Magda postanowiła już wracać, bowiem obawiała się nocnych powrotów przez nieznane miasto, a poza tym musi zabrać jeszcze swoje rzeczy i się wyprowadzić. Co prawda nie znalazła żadnego mieszkania, ale na jedną noc zatrzyma się w hotelu, a potem coś wymyśli. Na pewno nie zgodzi się na dłuższy pobyt w mieszkaniu Marco.
- To widzimy się jutro !- Jane odprowadziła dziewczynę do wyjścia- Może po południu wyskoczymy razem na zakupy ?
- Z wielką przyjemnością. Do zobaczenia- Magda pożegnała się i ruszyła w samotną drogę do domu.




***




Siedzieli razem oglądając film i odpoczywając przed startem Bundesligi. Robert i Kuba chcieli coś zrobić dla przyjaciela, by ten w końcu stał się takim jakim był wcześniej. Jednak wszystkie próby były nieskuteczne, nawet zwykły wieczór w męskim gronie. Marco widocznie był zajęty czymś innym, a właściwie przez cały czas spoglądał na telefon i sprawdzał godzinę. Coraz bardziej się denerwował z powodu nieobecności Magdy i żadnych oznak życia. Doskonale wiedział, że nie zna miasta, więc bardzo łatwo mogła się zgubić. Słysząc szelest otwieranych drzwi, poderwał się z kanapy i czekał na jej pojawienie się. 
- Jesteś w końcu...- podszedł z zamiarem przytulenia jej, jednak nie zrobił tego i powstrzymał się w odpowiednim momencie- Martwiłem się- mówił patrząc na nią, lecz ta unikała kontaktu wzrokowego z Niemcem
- Niepotrzebnie. Idę po swoje rzeczy
- Nie !- krzyknął przykuwając tym samym uwagę na sobie, swoich przyjaciół- Chodź- pociągnął dziewczynę za rękę na korytarz by na osobności z nią porozmawiać- Wiesz doskonale, że nie musisz. W niczym mi nie przeszkadza twoja obecność u mnie. Proszę byś...
- Nie Marco. Nie chcę tu mieszkać. Chcę w końcu zrobić coś sama dla siebie, a nie żeby każdy mnie prowadził za rękę.
- Dobrze, rozumiem. Powiedz mi tylko jedno. Znalazłaś odpowiednie mieszkanie dla siebie.
- Taaak- przeciągała, kłamiąc.
- Kłamiesz. Nie znalazłaś nic, tak ?- nie uzyskując odpowiedzi ponowił pytanie- Nic nie zlazłaś, tak ?
- Nie znalazłam, ale znajdę. Na pewno.
- Więc jak znajdziesz wtedy się wyprowadzisz jeśli tak bardzo tego chcesz. Ale na razie mieszkasz ze mną, a tu jest twój pokój- otworzył przed nią drzwi, po czym zostawił ją tam samą i wrócił do przyjaciół.
Gdy tylko usiadł na przeciw dwójki piłkarzy, ci wbili w niego pytający wzrok.
- Kto to jest ? Powiesz w końcu czy nie ?- pytali
- Dajcie mi spokój!- warknął nie mając ochoty tłumaczyć im wszystkiego od początku do końca. Ci niezadowoleni z braku informacji, pożegnali się z nim i wyszli, wpędzając tym samym Niemca w poczucie winy i nieuprzejmość wobec nich.




***




Tutejsze słońce budziło się do życia, wraz z wszystkimi mieszkańcami, którzy zaczęli zapełniać ulice Dortmundu. 
Po porannej toalecie, ubrana w najlepsze ubrania opuściła pokój i weszła do kuchni, w której zastała bardzo zdenerwowanego Reusa. Otwierał wszystkie szafki i szuflady poszukując czegoś. Miała dobre serce i zawsze chciała pomagać, więc postanowiła zapytać cóż się takiego stało.
- Co się dzieje ?- zapytała, a mężczyzna spojrzał na nią chłodnym wzrokiem. Tym samym gdy się poznali na klatce schodowej.
- Gdzie ona jest ?!- krzyknął
- Ale co ?
- Nie udawaj kretynki! Moja karta kredytowa. Ukradłaś ją !- kierował pod jej adresem przykre obelgi, które jednocześnie były jednym, zwykłym kłamstwem
- Słucham ?- odpowiedziała łagodnym głosem- Myślisz, że ci ją ukradłam ? - dodała, a do jej oczu napłynęły łzy, które szybko otarła rękawem koszuli
- To co ? Sama zniknęła ?! Jesteś złodziejką a ja idiotą, że pozwoliłem ci tutaj zostać !
- Nie wierzę. Jak możesz twierdzić... Nie ukradłam jej !
- Przestań pieprzyc- wściekły, uderzył pięścią o kuchenny blat- Ukradłaś ją bez skrupułów, lecz teraz mi ją oddasz!
- Nie będę tego słuchać- odwróciła się, lecz mężczyzna zatrzymał ją, kurczowo trzymając jej nadgarstki. Syknęła z bólu, czując z jaką siłą ją przytrzymuje.
- Puszczaj! Nie ukradłam nic !- uwolniła się i pobiegła do pokoju, w którym znajdowała się spakowana torba. Wzięła ją prędko i  z płaczem wybiegła z mieszkania.





***




Mam nadzieję, że choć troszkę się spodobało. Dziękuję, że czytacie i komentujecie :)
Następny rozdział, za tydzień w piątek .
Pozdrawiam
Patrycja






11 komentarzy:

  1. Świetneee ....Czy mogłabyś dodawać chociaż 2 razy w tygodniu , bo ten blog jest tak świetny że ja nie mogę wytrzymać do następnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezzzzuuuu!! Boski odcinek:):)
    Czytałam go na przystanku jak czekałam na pks do domu...!! Zajebisty!!
    Jak Marco mógł ją o takie coś oskarżyć!! Jaki dupek!! Wściekłam się na nie go!!
    Ale pisz tak dalej bo wychodzi Ci to fantastyczne!!
    Pyśka uwielbiam Ciebie i te twoje opowiadania!!
    Czekam na kolejny z wielką tęsknotą :):)
    Pozdrawiam i całuje mocniutko :*:*:*:*:*:*:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no,jesteś niesamowicie kreatywna :)
    Wspaniale ci to wychodzi,rozdziały są fantastyczne :*
    Reus zachował się chamsko,ale mam nadzieje że szybko się to wszystko wyjaśni :)
    Tak ogólnie to Robertowi chyba się Magda spodobała :)
    Jeszcze raz mówię CUDOWNE ! :)
    Do piątku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. już myślałam że Marco ją zatrzyma u siebie i wszystko będzie dobrze , a tu takie zakończenie , czegoś takiego sie nie spodziewałam , ale fajnie że sie coś dzieje :) czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  5. ooo *o* Genialny rozdział !
    Czekam z nieciepliwością na następny :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietny rozdzial. Czekanie do nastepnego piatku to tortura. Please dodawaj dwa razy w tyg bo ta historia jest naprawde wciagajaca. Masz talent dziewczyno :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeeezu Reus noo :(( Myślałam że już będzie dobrze a on na nią krzyczy,chociaż z drugiej strony dobrze że coś się dzieje ;* świetny rozdział czekam na następny i zgadzam się z tym co pisze tamten anonim dodawaj przynajmniej 2 razy w tygodniu bo to jest świetne a ja wytrzymać nie mogę :*
    Pozdrawiam Paula

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku jaki Reus... Mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni i się zaprzyjaźnią. Ciekawi mnie jaki był Marco przed tymi wydarzeniami, przed tym jak stał się oschły i chamski... Magda ma naprawdę trudne życie, współczuję jej... Czekam na kolejny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. świetny rozdział :)
    Jak Marco mógł ją o coś takiego posądzić ?!
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! :)
    Pozdrawiam i zapraszam
    pomimowszystkokocham.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialne opowiadanie, genialny rozdział, genialni bohaterowie i genialna Ty ! Jedno z moich ulubionych opowiadań i historii. Lubię połączenia chamski Reus i niewinna dziewczyna :D Czekam na następny :) Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajny supeeer (: ej będę tu zaglądać. Ale liczę na komy również u mnieee -----> http://echte-liebe-0.blogspot.com/?m=1 ^^ pozdro (:

    OdpowiedzUsuń