O tej porze dnia i w takich okolicznościach, jak te, które zaistniały, Dortmund na tle innych miast i okolic znacznie się wyróżnia. Tak jak kilka dni temu miasto pokryły żółto czarne barwy, tak jest i teraz. Powód jest jeden, wszystkim doskonale znany, a mianowicie mecz, który zbliża się wielkimi krokami. Początek Bundesligi to dla kibiców jeden z najważniejszych dni w roku. Od dzisiaj zaczyna się wyścig i mistrzostwo kraju, a wiadomo, że Dortmundczycy nie liczą na nic innego jak na to, by to właśnie Borussia sięgnęła po to miano. Lecz wszyscy zdają sobie sprawę, że będzie wyjątkowo ciężko, bo miejscowy klub ma wyjątkowego wroga : Bayern Monachium. Ale nie taki diabeł straszny jak malują, jak to mówią. I nawet, jeśli nie uda się osiągnąć celu, kibice będą nadal ze swoją drużyną. Na każdym kroku powtarzają ciągle to samo, że bycie Borussen to obietnica. Jeśli ją złożysz nie ma odwrotu ani ucieczki, ale kto tu myśli o odwróceniu się od Borussi ? Chyba nikt. Może jedynie tak zwani sezonowy, którzy są przy tej drużynie, która wygrywa. W Dortmundzie nie liczy się wynik, liczy się to ile oddałeś serca i jak bardzo się zaangażowałeś dla dobra drużyny. Nic inne nie jest ważne.
Jazda samochodem w tym czasie to najgłupszy pomysł na jaki można wpaść, więc dziewczyny zgodnie ustanowiły, że na stadion udadzą się pieszo. Spacer, świeże letnie powietrze na pewno dobrze im zrobi. Po tym jak opuściły swoje mieszkanie, ruszyły w wyznaczonym sobie kierunku. Słońce mocno przygrzewało mimo popołudniowej pory, ale było to nadzwyczaj przyjemne, gdy promienie ogrzewały ciało a letni wietrzyk nieco je ochładzał. Idealne połączenie, jednym słowem. Oczywiście spacer nie obył się bez rozmów, bądź wypowiedzi jednej osoby, zdecydowanie Jane. Dziewczyna ma w sobie tyle pozytywnej energii, że nie wiadomo czy jest cokolwiek, co mogłoby sprawić, że dwudziestoparolatka by posmutniała. Cały czas ma coś do powiedzenia, nie zawsze mądrego, ale często zabawnego. Mimo swojego charakteru wiecznej optymistki, jest bardzo pomocną osobą i w danej sytuacji potrafi być poważna. Zdecydowanie jest przeciwieństwem Magdy, która nie jest "duszą towarzystwa". To zwykła, prosta dziewczyna, która często milczy, nawet gdy ma coś do powiedzenia. Ma za to złote serce i nigdy nie przejdzie nie poruszona na krzywdę drugiego człowieka. Jest takim cichym aniołkiem, który czuwa nad wszystkimi. Może to również urzekło w niej, Marco.
- Przyznaj się, że jesteście razem ! - powtarzała ciągle i ciągle wesolutka blondynka, która liczyła na jakikolwiek szczegóły bliskiej znajomości jej przyjaciółki, z jej idolem. Mimo początkowej zazdrości, bo inaczej nie da się tego ująć, i złości, która jej towarzyszyła, teraz kibicuje Polce by ta była z gwiazdą niemieckiej piłki. Jednak jak na razie, owa znajomość zacieśnia swe więzi, lecz bardzo powoli. Żadne z nich nie chce się spieszyć, ponaglać drugiej osoby, robić coś na przekór. Może staje się to nudne i bez żadnych emocji, ale ani ona, ani ona nie chcą cierpieć.
- Powtarzam ci po raz setny, że nie jesteśmy ! - krzyknęła wzburzona i przystanęła na chwilę, gdy znajdowały się w pobliżu Signal Iduna Park. Irytowało ją to coraz bardziej i mało brakowało, aby wybuchła gniewem. Właściwie, jest to nieco zaskakujące, że Jane tak diametralnie zmieniła swoje nastawienie to tego co się dzieje obok niej. Choć czasami jest zazdrosna to w głębi serca pragnie by jej przyjaciółka była szczęśliwa, nawet jeśli to szczęście da jej słynny Marco Reus.Lubi się droczyć ze swoją współlokatorką, ale obie doskonale wiedzą, że nie ma w tym żadnej złośliwości.
- Jak tam chcesz, ale ja wiem swoje ! - zakończyła z wyniosłością w głosie po czym wybuchnęła śmiechem. I na tym zakończyła się rozmowa, jeśli można to tak nazwać. Teraz rozciągała się przed nimi kilkumetrowa kolejka przed wejściem na stadion.
***
Mecz wyglądał tak jak pragnęli wszyscy : trener, piłkarze i kibice, a ci ostatni byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, w momencie gry arbiter po raz ostatni użył swojego gwizdka. Założenia zostały wykonane i wszyscy mogą mówić o małym sukcesie. Wygrana cztery do zera cieszy, bo jak mogłaby nie, a jeszcze miłym akcentem na pewno jest hat trick nowego zawodnika. Gabończyk zaliczył naprawdę dobre spotkanie i wejście smoka, jak to mówią.
- Brawo chłopcy. Oby tak dalej - tylko tyle wydusił z siebie trener, gdy po całej "fecie" wszyscy znaleźli się w szatni. Mężczyźni usiedli na swoich ławeczkach, by choć trochę odpocząć bo po dziewięćdziesięciu minutach biegu i kilku sprintów czuje się przebiegnięte kilometry w nogach. Jednak to było najmniej istotne, bo najbardziej liczyła się wygrana i pierwsze trzy punkty. Nikt nie narzekał, nie grymasił, nie miał pretensji - wszyscy cieszyli się ze zwycięstwa, zasłużonego oczywiście - Jestem z was dumny...zasłużyliście na nagrodę, więc za pół godziny wszyscy spotykamy się tam gdzie zawsze - dodał stojąc u progu wyjścia z pomieszczenia.
- Tak jest ! - odparli grupowo, wywołując tym samym uśmiech na twarzy ich mentora, którego także zasługa w sukcesie drużyny. Jemu zawdzięczają wszystko i traktują jak swego pana. Choć często przekonuje, że we wszystkim mała jego zasługa, to na pewno czuje kim się stał w ostatnich latach i nie wyobraża sobie życia bez Borussi i swoich piłkarzy. Czasami ma ich dość, krzyczy na nich, sypie karami podczas treningów, ale kocha ich jak własnych synów.
- Zaprosisz ją, prawda ? - szepnął Lewandowski, siadając obok blond włosego przyjaciela i zaczął zmieniać swój strój. Niemiec spojrzał na niego i wzruszył ramionami, bo jemu także ten pomysł chodził po głowie, lecz obawia się odmowy.
- Nie wiem, a co jeśli odmówi ? - zastanawiał się
- Tobie ? Reus, nie panikuj. Dzwoń i za chwilę się widzimy na miejscu - poklepał go przyjacielsko po plecach i wyszedł. On tak jak i Jane, pragnął by Marco ostatecznie związał się z młodą Polką. Marco jest jego najlepszym przyjacielem, jest jak brat i zależy mu na jego szczęściu. Przez ostatnie z bólem serca patrzył jak cierpi i jak niszczy sobie życie a on nie mógł nic zrobić, nawet trochę było w tym jego winy. Ledwo zniósł wiadomość o odejściu Mario, a jeszcze jego rzekome przenosiny do Bayernu tylko zaostrzyły całą sytuację. Teraz jednak jest tak jak było : są przyjaciółmi i nikt nie ma prawa tego zniszczyć.
Tak jak poradził mu Lewandowski, Marco zaraz jak opuścił szatnię, pierwsze co zrobił to postanowił zadzwonić do Magdy. Obawiał się tego, ale czuł, że Magda prędzej czy później przyjmie jego propozycję.
Tak jak poradził mu Lewandowski, Marco zaraz jak opuścił szatnię, pierwsze co zrobił to postanowił zadzwonić do Magdy. Obawiał się tego, ale czuł, że Magda prędzej czy później przyjmie jego propozycję.
***
Łatwo nie było, pomyślał. Przez kilka minut prosił, szukał argumentów by w jakikolwiek sposób wyciągnąć ją do klubu i dopiero gdy zaprosił również jej przyjaciółkę, dziewczyna pod wpływem namów obojga ludzi, zgodziła się. Ucieszył się na myśl o tym spotkaniu, o fakcie, że zwycięstwo drużyny uczci w wyjątkowym towarzystwie.
- Chodźcie ! - krzyknął w kierunku dziewczyn, które stały na skraju ulicy czekając na niego. Taksówka, którą jechał zatrzymała się prawie tuż obok nich, więc zaraz znalazły się wewnątrz pojazdu. Przejazd na miejsce nie trwał dłużej niż zaledwie dziesięć minut, podczas których ani słowem nie odezwała się Magda, co trochę przeraziło młodego mężczyznę. Rozmawiając z jej przyjaciółką, cały czas kątem oka zerkał na brunetkę, zastanawiając się czy dobrze postąpił. Może nie powinien aż tak nalegać ? Skoro nie chciała pójść, może trzeba było uszanować jej decyzję ? A może zachowuje się tak przez to co wydarzyło się między nimi wczorajszego wieczoru ? Kto to może wiedzieć... - Śmiało, śmiało ! - oznajmił kiedy dziewczyny niepewnie wchodziły na salę, gdzie było mnóstwo osób. Piłkarze wraz ze swoimi kobietami i inni związani z klubem. Trochę były przerażone na myśl spędzenia wieczoru w tak doborowym towarzystwie, w którym się znalazły. Marco przedstawił dziewczyny większości osób a następnie zaprosił Magdę na osobności by z nią porozmawiać. Jane w międzyczasie została porwana przez innych piłkarzy, którzy zaprosili ją w swoje wąskie towarzystwo. I śmiało można powiedzieć, że dziewczyna czuła się fantastycznie w takim gronie !
- Co się dzieje ? Zrobiłem coś nie tak ? Może powiedziałem ? Czy chodzi o to co wczoraj...to co powiedziałem ci w samochodzie ? Meg, co zrobiłem, ze tak mnie traktujesz ? Jesteś nieobecna i ja nie lubię tego. Traktujesz mnie tak obco...proszę, odpowiedz... - zakończył, kiedy zasypał dziewczynę ogromem pytań. Spojrzał jej w oczy, sam będąc smutnym, że znów między nimi zaczyna się dziać coś niedobrego.
- Marco, nic nie zrobiłeś. Uwierz mi. Po prostu...-zawahała się - Dziwnie się tu czuję. Nie odbierz tego źle, ale mam wrażenie, że nie pasuję do was. Traktujecie mnie wszyscy, ty i twoje przyjaciele tak jakbyście znali mnie od zawsze...jakbym była jedną z was...a ja...
- Jesteś jedną z nas, rozumiesz ? Spójrz na swoją przyjaciółkę - wskazał na blondynkę która żartowała wraz z Hummelsem - Ona czuje się tu dobrze. Ty też spróbuj. Nie jesteś sama...masz...mnie - dodał. Dziewczyna po chwili uśmiechnęła się nieco, a on poczuł jak spada z niego ogromny ciężar. - Chodź - objął ją ramieniem, wcześniej całując w policzek. Nie wie dlaczego to zrobił, ale stało się. To było dziwnym doświadczeniem, ale chyba obojgu się to spodobało. Po tym małym incydencie, oboje udali się do reszty osób, którzy świętowali wygraną Borussi. Marco zaprowadził swoją przyjaciółkę do stolika, przy którym siedzieli już Lewandowscy, szepcząc sobie coś, śmiejąc się przy tym.
- Jesteście ! Witaj Madziu - powitał dziewczynę w ojczystym języku by bardziej się "oswoiła" w tym towarzystwie, po czym przedstawił jej swoją ukochaną żonę.
Pierwsze minuty były trochę frustrujące, co dało się zauważyć. Panowała nieco napięta atmosfera, rozmowa się nie kleiła, wszyscy zachowywali nieznany dystans między sobą, co z czasem stawało się uciążliwe. Ostatecznie Robert postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i rozruszać przystolikowe towarzystwo. Okazało się to strzałem w dziesiątkę bo po niespełna półgodzinie czasu, wszyscy mieli łzy w oczach ze śmiechu. Nie brakowało już tematów do rozmowy, wszyscy doskonale się czuli w swoim towarzystwie.
- To może my skoczymy po coś do picia - zaproponował Marco, a Robert jak najbardziej uznał to za dobry pomysł i po chwili znikli dziewczynom z oczu. Magda znów poczuła ten dyskomfort jak na początku imprezy, pozostając jedynie w towarzystwie Ani, która w przeciwieństwie do niej wyglądała na całkowicie rozluźnioną.
- Cieszę się Madziu, że przyszłaś tutaj wraz z Marco - zaczęła a po wyrazie jej twarzy zapowiadało sie na dłuższą wypowiedź - Nie chcę się wtrącać w wasze sprawy, bo mnie to nie dotyczy, chociaż Marco jest moim przyjacielem tak jak Roberta i oboje chcemy dla niego jak najlepiej. Zapewne wiesz co wydarzyło się w jego życiu, ale nie chcę o tym mówić. Nie chcę tylko, Robert również, by ktoś ponownie go zranił. Może czasami zachowuje się jak dupek, ale on tego nie kontroluje. Emily bardzo go zraniła, bardzo to przeżył...Proszę, nie zrób mu tego co ona zrobiła - zakończyła i spojrzała na swoją towarzyszkę. Zobaczyła na jej twarzy przerażenie i postanowiła jak najszybciej ją uspokoić - Magda, przepraszam. Nie chciałam cię urazić tylko widzę jak Marco...jak jemu na tobie zależy. Jeśli nie ma szans byście byli razem, to powiedz mu to teraz. Mniej zaboli...
- Nie, nie mam urazy. Nie skrzywdzę go, obiecuję... - zapewniła i ani przez myśl jej nie przeszło by miała by kiedykolwiek przysporzyć mu cierpień. Nigdy chyba nie myślała, że ona i on nigdy by nie byli razem. Chciałaby...z nim być. Tak, chce tego. Ale jeszcze nie teraz.
Czas leciał nieubłaganie a impreza rozkręcała się coraz bardziej. Marco i Magda tak jak Lewandowscy po kilku tańcach postanowili usiąść na swych miejscach i trochę odpocząć. Doskonale się dogadywali w każdym temacie. Robert zamówił kolejną butelkę szampana, ale zmuszony był wypić go samotnie, bowiem Ania miała już dość, a Magda wypiła jedynie kieliszek symbolicznie na samym początku. A Marco ? Kiedy usłyszał, że Ostaszewska nie popiera picia alkoholu, postanowił wyrzec się tego ... uzależnienia. Było to pewną nowością, gdyż Marco zazwyczaj był pierwszy do tego co zawiera w sobie jakikolwiek procenty. Ale jeśli Magda nie pije...on też nie.
- Dotknij jego włosów - oznajmił Lewandowski po polsku, tak by przyjaciel nie zrozumiał, a Anna wraz z Magdą spojrzały na niego jak na wariata.
- Co ? - razem zapytały po czym zaśmiały się
- Co co ? Niech dotknie jego włosów, Anka pokaż jej jak - widać było że napastnikowi bardzo na tym zależy, tyle, że żadna z kobiet nie rozumiała powodu. Dopiero po chwili Anna zrozumiała o co chodzi jej mężowi, więc na swój sposób zademonstrowała co dziewczyna powinna zrobić. Oszczędziła pocałunku, gdyż wiedziała, że ta na pewno tego nie zrobi. Polka przyjrzała się wszystkiemu uważnie, a po chwili, jednak po swojemu delikatnie przeczesała blond włosy swojego adoratora. Posłała mu uśmiech, który odwzajemnił i w tym momencie znów utkwili w swoich spojrzeniach. Znów zatracali się w sobie, znów zbliżali się do siebie, znów dzieliła ich ta niebezpieczna odległość, granica którą łatwo mogą przekroczyć. Nie przeszkadzała im czyjaś obecność, bo to nie było ważne. Tak bardzo pragnęli tej wzajemnej bliskości, że byli w stanie zrobić wszystko, by ją osiągnąć. Serca biły im jak oszalałe, a oddech całkiem tracił swój równomierny rytm. Pragnęli pocałunku! Ale w decydującym momencie, któreś z nich potrafiło się opamiętać. Tym razem był to Marco. Chciał tego, ale może w innych okolicznościach. Na osobności, w innym miejscu, tak by mógł swobodnie opowiedzieć o swoich uczuciach. Nie tutaj, nie przy znajomych. Kiedy odsunął się od niej, zobaczył w jej oczach...zawiedzenie ? Zdecydowanie tak...
- Marco ! Żądam rozwodu ! Tylko ja mogę cię dotykać ! - wybuchnął Lewandowski a oczy wszystkich zwróciły się w tym kierunku. Marco wraz z Magdą, nieco oszołomieni tym, że znów pozwolili sobie na taki gest, próbowali zrozumieć o co chodzi o polskiemu napastnikowi, lecz nic nie przychodziło im do głowy. Dopiero, gdy pół sali wybuchnęło śmiechem, zaczęli rozumować co powiedział Lewandowski a gdy jeszcze zobaczyli, że Anna nie może się powstrzymać od śmiechu, zrozumieli jaką głupotę palnął piłkarz z dziewiątką na plecach. - Co się tak wszyscy gapicie ?! Tylko ja mam prawo dotykać jego ciało w każdej części - w tej chwili cały klub, zamienił się w jeden wielki śmiech wraz z tym, który wywołał całe zamieszanie.
- Kochanie, omówicie to kiedy indziej. Choć jak widzisz już nie tylko ty masz takie prawa - oznajmiła Anna, która próbowała pocieszyć małżonka, kiedy sama ledwo potrafiła wypowiedź choćby jedno słowo na poważnie
- Żebyś wiedziała, że omówimy! On mnie zdradza, na moich oczach! - robił smętne miny, ale sam ciągle się śmiał
- Marco, dlaczego mi nie powiedziałeś !? Jak mogłeś !? - włączyła się Ostaszewska, której spodobała się zaistniała konwersacja
- Wybacz...ale jak widzisz jestem zajęty - blondyn oznajmił i wczuł się w swoją rolę w tym "przedstawieniu". Odszedł od stolika przy którym siedział i usiadł obok Lewego, bardzo blisko, szepcząc coś na ucho, a właściwie śmiał się cały czas. Dziewczyny już nie potrafiły spokojnie oddychać.- Lewusku, omówimy to w sypialni - zaakcentował ostatnie słowo i żartobliwie pocałował przyjaciela w policzek po czym powrócił do Magdy, siadając tuż obok - Gniewasz się ? - zapytał kiedy dziewczyna odsunęła się na znaczną odległość, lecz nic nie powiedziała.- A o to chodzi - zaśmiał się pod nosem po czym uniósł jej podbrudek i tym razem to na jej policzku złożył czuły i subtelny pocałunek, tak jakby przez ten gest chciałby coś powiedzieć. Po tym kolejnym incydencie tego wieczoru, ujął jej dłoń i nie puścił do końca....
***
Kiedy reszta bawiła się doskonale i końca nie było widać, ona postanowiła już wracać. Oczywiście nie sama, bo uroczy blondynek zaoferował swoją pomoc. Zamówił taksówkę po czym oboje udali się w niedługą podróż. Milczeli przez całą drogę. Trzymał jej dłoń, tak jakby obawiał się, że gdy puści - ona odejdzie. Była tak bardzo zmęczona, że ostatecznie oparła się o jego ramię i poczuła pewien spokój, bezpieczeństwo.
- Za dużo czasu spędzamy razem - odparła kiedy stali już pod drzwiami. I nawet teraz byli tak blisko siebie, dzieliły ich milimetry. Nadal trzymając jej kruchutką dłoń, drugą opierał się o ścianę, a w takiej pozycji miał nad nią kontrolę.
- Za dużo ! Za mało - zachichotała i spojrzała mu w oczy. Uśmiechnięty pochylał się jeszcze bardziej, a po chwili chwycił za klamkę, otwierając drzwi, przez co pod wpływem ciężaru ich ciał, po chwili znaleźli się po przeciwnej stronie.
- Hahahah, Reus...idź już lepiej do domu - oznajmiła, widząc że wszystko wymyka się spod kontroli. On zapewne ma pewne zamiary wobec niej, a ona...nie będzie potrafiła się przeciwstawić jego poczynaniom.
- A jeśli nie pójdę ?
- Wyrzucę cię.
- Nie zrobisz tego.
- Założysz się ? - przygryzła dolną wargę, jeszcze bardziej tym zachęcając Niemca do jakichkolwiek czynów - Marco, idź już, naprawdę.
- Nie. Obejrzyjmy film ! Tak, właśnie ! Proszę, proszę, proszę...
- Jeden film i wracasz do domu, tak ?
- Tak !
- Naprawdę ?
- Nie !
- Marco !
- Co ?
- Wkurzasz mnie !
- Wiem ! Ale i tak mnie lubisz
- Nie lubię cię !
- Nie wierzę ci! Uwielbiasz mnie - przybliżył się, opierając głowę o jej ramię, obejmując ją w pasie przy tym
- Marco...- nie miała już siły dla niego
- Jeden film. Proszę, zgódź się...
- Dobrze !
- Tak !!! - krzyknął uradowany, wziął ją na ręce i powędrowali do salonu. I znów noc spędzą razem...
***
Chyba najdłuższy rozdział na tym blogu...Mam nadzieję że się podoba.
Choć nie wiem czy nie za długi ;/
Dziękuję za wszystkie odsłony i komentarze !
Jesteście kochane <3
Postaram się dodać kolejny jak najszybciej!
Zapraszam na pozostałe blogi.
Pozdrawiam, Patrycja