♥ Z
dedykacja dla Leny. Za każdy komentarz, który maluje uśmiech na mojej twarzy.
Za wsparcie w pisaniu. Za zrozumienie. Za docenianie i komplementowanie tego co
robię. Za wszystko…Dziękuję ! ♥
Dla
nich obojga ta noc ciągła się w nieskończoność. Nie zmrużyli oczu, nie
potrafili zasnąć, płakali. Czuli w sobie pustkę, czuli się winni. Przecież
wszystko wydawało się takie wspaniałe, niesamowite i ku zaskoczeniu, realne.
Wzajemny dotyk koił ich smutki, był lekarstwem na złe samopoczucie. Dawali
sobie siłę, której zamiast przybywać czasami brakowało. Jeszcze niedawno, nie
znając się, zastanawiali się czego im w życiu brakuje. Brakowało im siebie,
brakowało im miłości. To dlaczego mając to, pozwolili temu odejść ?
Chodził
po mieszkaniu, szukając czegoś intensywnie, ale w pewnym momencie zatrzymał się
w przedpokoju, spojrzał w lustro, w którym ujrzał swoje odbicie. Już kiedyś
widział siebie takiego jak teraz. Tak bardzo chciał się pozbyć tej osobowości,
a znów do niej wraca. I wszystko to, robi na własne życzenie. Zastanawia się
nad czymś, co nie ma przyszłości. Emily jest przeszłością. Przeszłością, do
której on nie powinien wracać, a mimo to tak robi. Jednocześnie zdaje sobie
sprawę, że owy powrót niszczy coś, o co tak długo walczył. Popełnia błąd. Czy
po raz kolejny Magda mu wybaczy ?
Nie
miał już nawet siły by stać o własnych nogach, więc opierając się o ścianę,
osunął się wzdłuż niej na podłogę. Siedział tuż obok drzwi do jego mieszkania i
nie miał nawet zamiaru się stamtąd ruszać. Mógłby siedzieć tu godzinami,
wściekać się na siebie, za swój błąd, ale czy to pomoże? Nie. Powinien coś
zrobić, walczyć, starać się! Czy jednak dać sobie i jej czas? Tyle, że czas nie
stoi w miejscu, nie leczy ran – sami je leczymy. Czas leci nieubłagalnie i tylko wyznacza rytm, a my żyjemy w zgodzie z
nim. A co jeśli dając im czas, przeoczy coś, co przekreśli wszystko?
Myślał,
myślał i myślał. Tylko, że to nic nie dało. Zrezygnowany nadal siedział w tym
samym miejscu, opierając się o chłodną ścianę, wpatrując się w swoje odbicie w
lustrze, które wisiało naprzeciw niego. Słysząc pojedynczy dzwonek do drzwi,
nawet nie wstał, tylko unosząc rękę ku górze, otworzył drzwi. Do środka wszedł
jego sąsiad i widząc załamanego przyjaciela,
usiadł obok. Początkowo nic nie mówił. Siedział, zachowując się tak, jakby go
tutaj nie było. Czasami takie zachowanie doprowadzało Reusa do istnego szału.
-
Powiedz to. Powiedz jakim jestem idiotą, kretynem, dupkiem… - zaczął wymieniać,
nawet nie zmieniając pozycji.
-
Po co, skoro sam doskonale opisałeś swoje cechy? – zapytał, ale nie dał nawet
czasu na odpowiedź, kontynuując dalej – Wmyśliłeś coś czy tylko tak siedzisz
bez celu? – piłkarz obdarzył go srogim spojrzeniem, nic nie mówiąc – Wiesz, że
z ciebie nie ma żadnego pożytku? Ciekawe co ona w tobie zobaczyła…
-
Przyszedłeś mi nawrzucać, czy masz jakiś problem? – oburzył się.
-
Problemem to jesteś ty, Reus. Jak sądzisz, po co przyszedłem? – blondyn
wzruszył ramionami – Pomóc ci. Trzeba ci zwrócić zdrowy rozsądek, bo wyraźnie
go już nie masz. – uśmiechnął się lekko w jego kierunku, podając dłoń by pomóc
mu wstać. – Weź zimny prysznic, jedź na trening, a potem coś wymyślimy. –
zakomunikował jasno i wyszedł.
***
Ostatni
trening przed sobotnim meczem, pozbawił go jakiejkolwiek energii. Bolały go
wszystkie kości, mięśnie, aż z czasem pomijał ból który mu doskwierał. Wraz z
pozostałymi zawodnikami wszedł do szatni jako ostatni, trzaskając za sobą
drzwiami. Wziął ręcznik i mijając kolegów udał się pod prysznic by zmyć z
siebie cały pot. Po kilku minutach zjawił się przy swojej szafce, obok której
leżała jego torba, napój i ubrania. Wziął kilka łyków wody i usiadł by ubrać
buty. Cały czas milczał, widocznie był zdenerwowany, co nie uszło niezauważalnie
uwadze pozostałych kolegów z drużyny.
-
Wszystko w porządku Marco? – zapytał Mats który siedział obok jeszcze ubrany w
żółto czarny kostium. Niemiec nie udzielił żadnej odpowiedzi, nawet nie
zareagował. – Mówię do ciebie. – kolejny brak reakcji, co nieco wzburzyło
Hummelsa, ale starał się opanować swoje emocje. Już w czasie treningu miał
ochotę podejść do niego by powiedzieć mu kilka słów, ale ostatecznie
rezygnował. Nie mógł znieść jego grobowego humoru, ciągłego niezadowolenia,
rzucania butelkami, piłkami i czym się tylko dało.
-
Cholerna szafka! – uderzył w nią, kiedy ta nie chciała się otworzyć. Wszyscy
skierowali wzrok na piłkarza, który nadal męczył się z zamkiem blaszanych
drzwiczek. W międzyczasie do szatni zawitał także trener, zapewne by podzielić
się z zawodnikami ostatnimi wskazówkami i radami na piątkowe popołudnie.
-
Co się z nim dązieje? – półgłosem zapytał Kevina, Klopp.
-
Pewnie kolejna dziewczyna dała mu kosza. – żartobliwie rzucił Durm z końca
szatni, ale takie podsumowanie nie spodobało się piłkarzowi grającemu z
jedenastką na plecach.
-
Odwal się! – krzyknął, a butelka, którą jeszcze przed chwilą miał w dłoni,
przeleciała przez całe pomieszczenie, uderzając w ścianę i lądując na podłodze.
-
Nie będę tolerował takiego zachowania! – wtrącił Jurgen, który musiał
zareagować.
-
I dobrze. – odparł na odchodne i wyszedł. Swoim zachowaniem stracił zaufanie
wśród kolegów, a co gorsza u trenera. Jednak w tej chwili nie zdawał sobie z
tego jeszcze sprawy. Miał inny problem, który zaprzątał cały jego umysł.
Stanął
obok samochodu, otworzył drzwi i na miejsce pasażera rzucił swoją torbę i gdy
już miał zająć miejsce za kierownicą,
znów ją zobaczył. Śledziła go? Przyszła do niego? Przyszła porozmawiać? Czego
chce? Nie czekając na nic ruszył w jej kierunku. Była niedaleko, ale mimo to
nie zdążył by zapytać o cokolwiek. Wsiadła do taksówki, która zaraz znalazła
się na ulicy i znikła mu z oczu. Nie wiedział co mógłby o tym myśleć, nie
rozumiał tego wszystkiego co działo się wokół niego. Próbował znaleźć jakikolwiek
pretekst jej ponownego zjawienia się w jego życiu, tyle, że nic nie
przychodziło mu do głowy. A może wróciła dla niego?
Już
nie kalkulował niczego, tylko wsiadł za kierownicą pojazdu i ruszył przed
siebie. Mijały kolejne minuty, a on krążył ulicami Dortmundu bez żadnego celu.
Przejeżdżając obok jakiejś galerii handlowej, w której nigdy nie był, zahamował
gwałtownie, skręcił kierownicą i ruszył w przeciwnym kierunku. Przejechał kilka
ulic, minął kilka blokowisk, aż w końcu zatrzymał się przed tym wyjątkowym dla
niego. Przesiedział dobre pół godziny w samochodzie, zanim z niego wyszedł.
Pokonał
wszystkie stopnie schodów, stanął przed drzwiami biorąc głęboki wdech i w końcu
przycisnął dzwonek. Usłyszał jak dźwięk rozległ się wewnątrz domu i cierpliwie
oczekiwał na to aż ktoś te drzwi mu otworzy. Kiedy już wydawało mu się, że nic
się nie wydarzy, drzwi się otworzyły. Naprzeciw niego stanęła Jane i nie
sprawiała wrażenia bycia zadowoloną z przybycia Reusa.
-
Czego chcesz? – zapytała oschle, wpatrując się w piłkarza.
-
Meg. Chciałem… - sam nie wiedział co ma powiedzieć. Chciał z nią tylko
porozmawiać, przeprosić, ale nie potrafił tego wypowiedzieć.
-
Myślisz, że mnie obchodzi co ty chcesz?! – podniosła ton głosu – Nie. A Meg tym
bardziej. I jeśli mógłbyś, to idź już sobie… - przymknęła drzwi, ale Reus jej
to uniemożliwił, stanowczo je przytrzymując.
-
Pozwól mi tylko z nią porozmawiać. Nic więcej.
-
Sądzisz, że ona zechce z tobą rozmawiać?...Że nawet wpuści cię do pokoju? Ona
nawet ze mną nie rozmawia, nie pozwala wejść do jej pokoju… - westchnęła, ale
widząc to spojrzenie blondyna, ten strapiony wyraz twarzy, zaprosiła go do
środka. Widziała jak bardzo mu zależy. Widziała, to zaangażowanie, tę wielką
miłość do jej przyjaciółki. Chciałaby by byli razem i byli szczęśliwi. Tylko,
że Marco i Magda to dwa różne światy…A ich zderzenie się ze sobą, nie zawsze
zapowiada coś dobrego…
***
Teraz,
dzieliła ich tylko ściana i drzwi, po których obu stronach siedzieli. Chciała
go zobaczyć, przytulić, pocałować. Tyle, że coś ją powstrzymywało. Nie miała
odwagi, bała się. Poczuła się zraniona, odepchnięta na boczny tor.
-
Proszę, otwórz… Chcę z tobą porozmawiać…Chcę cię zobaczyć… - mówił, a jego głos
się łamał z każdym słowem. Z jej oczu płynęły łzy, których nie mogła
powstrzymać. Potrzebuje go. Potrzebuje by był przy niej, ale nie potrafi mu
zaufać. – Tęsknię za tobą, wiesz? Mimo, że widzieliśmy się nie dawno. Zależy mi
na tobie, wiesz?...Meg, ja cię tak bardzo potrzebuję…- teraz, nawet z jego oczu
popłynęły stróżki łez. – Będę czekał…Będę czekał na ciebie…
Wstał
i wyszedł. Zbiegł po schodach i znalazł się na zewnątrz. Obecna pogoda
adekwatnie odzwierciedlała jego samopoczucie. Wiatr targał jego włosami we
wszystkie strony, podwiewając koszulę, którą miał na sobie. Poczuł to chłodne
orzeźwienie. Wsiadł do samochodu i pojechał do siebie.
Mijały
kolejne godziny, a on sam siedział w mieszkaniu. Nie otwierał nikomu, nawet
Nickowi, ignorował wszystkie telefony, wiadomości. Leżał na kanapie,
intensywnie myślał i płakał. Już nawet on nie mógł tego wszystkiego znieść.
Oczy coraz bardziej się zamykały, coraz bardziej odpływał, aż w końcu zasnął.
Zasnął z myślą o niej…
Właśnie
tego potrzebował. Dużej dawki snu, by odpocząć i nabrać sił. Uniósł się na
łokciach, z przymrużonymi oczami rozejrzał się po pokoju, aż w końcu jego wzrok
spoczął na zegarku stojącym na etażerce. Jego oczy ewidentnie się otworzyły
szerzej, gdy dostrzegł godzinę czternastą. Nie zdawał sobie sprawy, że spał ta
długo, poza tym już od pół godziny powinien być na SIP. Wyskoczył z łóżka,
nałożył na siebie spodnie i bluzę, które miał pod ręką. Z salonu zabrał torbę,
telefon i kluczyki po czym udał się do samochodu. Nie patrzył na ograniczenia,
na inne samochody, tylko jechał jak najszybciej.
Dojazd
do stadionu zajął mu więcej czasu niż się spodziewał. Pewnie, byłoby szybciej
gdyby udał się na nogach. Teraz jest to najmniej ważne. Biegnąc w kierunku
szatni, wpadł na kilka osób, których nawet nie przeprosił, aż ostatecznie
natknął się na swojego trenera.
-
Trenerze, przepraszam, ale…straszne korki na mieście i…- zaczął zdyszanym
głosem.
-
Nie szkodzi. – odparł chłodno, nawet nie patrząc na swojego zawodnika. Skupiony
na taktyce rozrysowanej na kilku kartkach, nie zwracał uwagi na Marco, który
nadal był obok.
-
To ja…pójdę się przebrać i nadrobię rozgrzewkę, która mnie ominęła. –
powiedział, czekając na reakcję trenera. Nie ukrywał, że był zaskoczony jego
opanowaną postawą.
-
Nie musisz.
-
Nie? – zaskoczyło go to.
-
Nie. – powtórzył. – Nie jesteś w kadrze na mecz, Marco. – dodał, po raz
pierwszy patrząc na niego. Ominął go i wszedł do szatni. Reus, stał, czując jak
najważniejszy element jego życia, zostaje zrujnowany. Jego świat się zawalił,
po raz kolejny…
Witam Was kochane ! Dodaję rozdział dzisiaj, choć miał się ukazać nieco później. Stwierdziłam, ze nie będę tak zwlekała, zwłaszcza że i tak była tutaj bardzo długa przerwa. Kolejny oczywiście dodam najszybciej jak tylko będę mogła! Postaram sie też w końcu dodać coś na drugi blog.
Na chwilę obecną życze Wam miłych wakacji i wielu wrażeń podczas Mundialu !
Do zobaczenia,
Patrycja :)