* Rozdział z dedykacją dla wyjątkowej czytelniczki, @Borussen96 ♥
Noc nie była dla niej spokojna. Budziła się zaraz, gdy tylko udało jej się zasnąć. Niedługo po północy uiadła przed balkonowymi drzwiami wpatrując się w mrok, zanurzając się we własnych myślach. Miała przeczucia. Coś nie dawało jej spokoju, czegoś się obawiała. Trzęsła się z zimna, mimo iż okna były zamknięte, a ona otulona była ciepłym kocem. Próbowała wyzbyć się myśli o nim, ale nie potrafiła. Mając przed sobą jego złudny obraz, łączyła to nieświadomie z przeczuciami, a to wszystko wpędzało ją w obłęd. Sięgnęła po telefon, tak jakby chciała tam zobaczyć jakikolwiek znak od niego, lecz go nie było. Z zarzuconym na ramionach kocem, cichutko stąpała po podłodze zmierzając do kuchni. Zaparzyła sobie gorącej herbaty i z pelnym kubkiem znów udała się do swojego pokoju. Tym razem nie usiadła przy szklanych drzwiach, choć właśnie tam spędzała większość wieczorów, lecz na swoim łóżku. Oparła się wygodnie o chłodną ścianę i co kilka chwil upijała swoją ulubioną herbatę. Nadal próbowała wyzbyć się złych przeczuć, które ogarniały ją całą, utrudniając sen czy nawet racjonalne myślenie.
Choć nie powinna to wspomina. Choć powinna zapomnieć, to nie potrafi. Wspomnienia, uczucia wciąż są w niej żywe. Doskonale pamięta wieczór, gdy wszystko się rozpadło. A przecież do tego czasu to wszystko układało się jak w bajce. Było wręcz nierealne, magiczne, piękne. A może tylko ona tak to widziała, a w rzeczywistości było całkiem inaczej. Może ona dla niego była tą kolejną, na chwilę, na smutki...kiedy on dla niej stawał się całym światem i wszystko inne traciło na ważności. Lecz gdyby tak było, to czy te wszystkie spotkania, wspólne wieczory, rozmowy i spacery były grą? Zagrywką typowego mężczyzny? Czy aż tak można udawać? Jeśli nie, jeśli naprawdę coś poczuł, to co miał na myśli mówiąc, że "on tak nie potrafi"? Tak, znaczy jak? Poza tym, jaką rolę w tym wszystkim odgrywa cień przeszłości, jego dawna miłość? Jeśli wogóle odgrywa...Czy tamtego wieczoru, gdy on z nią był, uświadomił sobie, że popełnia błąd? Że dawne uczucie do Emily nie umarło, lecz ożyło na nowo...
- Przestań! Znowu zaczynasz. Zapomnij o nim. Nie był dla ciebie. - skrytykowała własną siebie, ponownie układając się do snu. Zasnęła, ale dopiero gdy jej wyobraźnia wytworzyla obraz szczęśliwego Marco z uśmiechem na twarzy...
***
Zmęczenie dawało mu się we znaki, mając przed oczyma rozmazany widok. Czuł jak ciało odmawia mu sprawnego posłuszeństwa, ale wiedział też, że od kanapy dzieli go jedynie kilka kroków. Zamknął za sobą drzwi, które zaskrzypiały, a włącznikiem znajdującym się po lewej stronie, włączył światło które oświetliło znaczną część zaciemnionego do tej pory pokoju. Walizkę odstawił w przejściu dzielącym niewielki salon z jeszcze mniejszą kuchnią a następnie zrobił kilka kroków by móc w końcu położyć się na kanapie. Pod jego ciężarem stara, drewniana podłoga trzeszczała, a gdy położył się na zielono szarej sofie, nawet w niej cos zaskrzypiało. Głowę oparł o podgłówek, wyciągnąl się, rozluźniając wszystkie mięśnie i przymknął oczy. Jak bardzo tego potrzebował. Tego spokoju, ciszy, dalekiego miejsca gdzie nikt go nie odnajdzie. Skupić się na własnym sobie, będąc z dala od tych którzy są dla niego wazni, a on dla nich. Tyle, że w głębi siebie czuł, że źle robi. Ucieka. Zwyczajnie ucieka...
Obudziły go skradające się przez okienne szyby, pojedyncze pasma promieni słonecznych, które nadawały urok temu miejscu. Przetarł oczy, które były wypoczęte mimo kilkugodzinnego snu. Podparł się na łokciach, po czym usiadł krzyżując nogi. Powoli rozglądał się wokół. Nic się tutaj nie zmieniło, choć minęło już tyle lat. Meble stały w tym samym miejscu co zawsze, na ścianie wisiały obrazy i pojedyncze zdjęcia w drewnianych ramkach. W rogu stało krzesło ze złamaną nogą, bo nikt nie miał czasu by je naprawić. Obok okna naprzeciw stało starodawne pianino. Na jego widok, mimowolnie sie uśmiechnął. Pamięta, jak będąc małym chłopcem,siadał przed nim i uczył się grać. Nie mógł tego nie zrobić, dlatego podszedł bliżej i rękawem przetarł instrument z kurzu. Usiadł na drewnianym krzesełku i położył palce na białych klawiszach. Zagrał nutę, potem kolejne. Nawet nie wiedział, kiedy na tym zajęciu stracił godzinę czasu tego dnia. Grając, uśmiechał, ale gdy przestał...znów posmutniał. Ożywił w sobie wspomnienia małego chłopca, którym przecież nie jest juz od tak dawna.
Z kieszeni wyjął telefon, by sprawdzić która jest godzina. Zaskoczony wczesną porą, zignorował te wszystie wiadomości, nieodebrane połączenia i wyłączył urządzenie. Skierował wzrok w stronę okna, przez ktore zobaczył uciekajacą w dal łąkę i skrawek lasu, do którego tak często chodził. Odchylił koronkową zasłonkę, by lepiej to wszystko dostrzec. Po kilku minutach melancholijnego stanu, wpatrywania się w nicość, wstal i wyszedł.
Szedł polną drogą, która prowadziła do miejsca jego pobytu. O tej godzinie było dość zimno, więc zasunał zamek od kurtki, zarzucił kaptur na głowę i schował dłonie do kieszeni. Idąc, rozglądal się wokół, czuł się tak, jakby cofnął sie w czasie. Do lat kiedy wszystko było takie łatwe, bezproblemowe...
- Nie wierzę! Kogo moje oczy widzą! Marco, kochaniutki... - starsza kobieta, krągłej postury wyszła zza sklepowej lady i patrząc spod okularów przyglądała mu sie uważnie z uśmiechem na twarzy. Złożyła ręce niczym w modlitewny znak, trzymając koniec swojego kwiecistego fartucha a potem uścisnęła młodego mężczyznę z wielką miłością, niczym własnego syna. Tyle razy widziała go w telewizji, patrzyła jak dorasta choć na żywo, będąc obok był całkiem inny. Bynajmniej innego go pamięta. Jako chłopca, o jaśniutkich włosach biegającego za piłką po całej drodze z innymi dziećmi. Aż łza się jej w oku zakręciła, na te wspomnienia.
- Dzień dobry. - powiedział, wymuszając w sobie blady uśmiech. Miał ochote się rozpłakać, lecz nie mógł. Nie tutaj, nie teraz.
- Źle wyglądasz kochany . - kobieta znów zaczęła mu się przyglądać ze szczególną uwagą. Spracowaną dłonią przejechała po jego twarzy, po czym zaprosiła go na zaplecze sklepu. Pomiedzy pudełkami z towarem stał biały stolik i dwa krzesła, więc zajął jedno z nich, wpatrując się w czubki swoich zabrudzonych butów. - Opowiadaj. - podsunęła mu kubek z gorącą herbatą, na co ten zareagował uśmiechem w jej stronę.
- Chyba nie ma o czym. - odparł.
- Wiesz, mi się wydaje, że jest. Marco, przecież mnie nie oszukasz. Gdyby nic się nie działo, nie przyjechałbyś tutaj. - rzekła, dodając po chwili namysłu - Dziewczyna...klub...coś z tego. - spojrzał na nią. - Mylę się?
Pokręcił przecząco glową. Odsunął się od stolika, wstal i podszedł do zakratkowanego metalowymi drutami okna, chowając dłonie do kieszeni. Dopiero po chwili się odezwał.
- Właściwie, to jedno i drugie. - westchnął. Wciąż trzymał równo głowę, sięgając jak najdalej wzrokiem, tak jakby gdzieś bardzo daleko znajdowało się lekarstwo na wszystkie smutki. Tyle, że w oddali była jedynie stara szopa i kilka starych drzew, w większości pozbawionych już liści. Niektóre jeszcze tańczyły w powietrzu, niczym w rytm muzyki. - Co jest ze mną nie tak? - skierował do niej swoje słowa.
- Marco, co ty wygadujesz? Jak możesz w ogóle zadawać takie pytanie! Przecież z tobą wszystko jest w porządku. - zapewniała go.
- Gdyby tak było nie traciłbym wszystkiego. Ludzie nie odchodzili by ode mnie. Byłbym szczęśliwy.
- Nie jesteś? - zapytała.
- Już nie. - w jego głosie słychać było ten smutek, którym był cały przepełniony i nie potrafił się go wyzbyć z siebie. - Jeszcze niedawno byłem, ale swoje szczęście straciłem. Odeszło ode mnie.
- Skoro je miałeś, to dlaczego pozwoliłeś mu odejść? Szczęście trzeba bardzo mocno trzymać, przez cały czas. Inaczej je stracimy, tak jak Ty je straciłeś. - zapanowała chwilowa cisza, którą znów przerwała sklepowa - A czy to szczęście nie odeszło z twoją pomocą?
Trafiła. Trafiła w sedno całej sprawy. Chłopak spuścił głowę, odwrócił się i ponownie zajał miejsce przy stoliku.
- Popełniłem błąd, nie jeden. Żałuję tego, ale wiem że to nic nie zmieni. Pozwoliłem sobie, by wspomnienia z przeszłosci się we mnie...odrodziły na nowo. Zacząłem rozpamiętywać to co było kiedys...ostatecznie tracąc to co teraz. Zabrakło mi odwagi, by powiedzieć prawdę... By powiedzieć jak bardzo ją kocham...ile dla mnie znaczy...jak wiele zmieniła w moim życiu...że stała się wszystkim dla mnie...
Patrząc na jego wyraz twarzy, to w jaki sposób mówi o swoich uczuciach wobec tej dziewczyny, krajało się jej serce. Pamięta swoje zawody miłosne i to, jak to boli. Kochac kogoś tak bardzo, lecz nie móc z nim być. W miłości, poza tym, nie ma nic gorszego.
- W takim razie, napraw ten błąd. Wyznaj jej to co czujesz. Nie chowaj głowy w piasek tylko dlatego, że raz nie wyszło. Jeszcze nie raz coś nie wyjdzie tak jakbyś chciał, bo jesteś młody i wiele lat życia przed tobą. Życie niejednego cię nauczy.
Poraz kolejny zapanowała cisza, nieco dłuższa od poprzedniej. Siedzieli tak w milczeniu do czasu, aż w sklepie nie pojawili się klienci. Chłopak wstał, podszedł do kobiety i uściskał ją na pożegnanie, tym samym dziękując za rozmowę.
- Mam nadzieję, że jeszcze mnie kiedyś odwiedzisz. - uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Tak, oczywiście. Zresztą, jeszcze nie wyjeżdżam stąd. - otworzył już tylne wyjście, by nimi wyjść, kiedy kobieta jeszcze zwróciła się do niego.
- Marco? A co z twoją Borussią?
Odwrócił wzrok na zewnątrz, po chwili znów przenosząc go na kobietę, mówiąc
- Borussia...już nie jest moja. - po tych słowach wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
***
Otworzyła oczy, gdy zegar stojący na biurku wyświetlał godzinę ósmą dwanaście. Odchyliła się nieco by móc zobaczyć okno przez które wpadały blade promienie słoneczne. Czuła, że zapowiada się miły dzień, a po nocnych przeczuciach nie było już sladu. Odkryła swoje ciało, opuściła łóżko i narzuciła na siebie szlafrok, czując mimowolny chłód. Podeszła do drzwi, które prowdziły na balkon i je otworzyła, stając w nich. Zderzyła się z falą jesiennego chłodu, ale i jednocześnie ciepłem jaśniejącego na niebie słońca.
- Witaj kochana współlokatorko. - zwróciła się do Jane, która zaparzała sobie kawę. Ta jednak nie była w humorze, co dało się bardzo szybko zauważyć. - Ktos sie tutaj chyba nie wyspał, hmm? - zaśmiała sie przyjaźnie.
- Nie spałam, bo całą noc szukałam cokolwiek o nieobecności Marco w meczu. - odparła, a na samo imię piłkarza, Ostaszewska wstrzymała się z nalewaniem do kubka ciepłej kawy. Odstawiła dzbanek, po czym oparła sie o blat szafki. - I najgorsze jest to, że nic nie wiadomo! Nic, kompletnie nic! - dramatyzowała.
- Może doznał kontuzji albo coś...Nie wiem... - ją samą to nurtowało, ale starała nie dać po sobie tego poznać. - Nie przeżywaj tak tego. Wychodzę. - nie jedząc nic, jedynie upijając kilka łyków kawy, ubrała płaszcz, cieplejsze buty i otworzyła drzwi. Minęła próg i gdy miała już zamknąc je ponownie, spostrzegła u swych stóp kawałek kartki. Podniosła ją i rozchyliła, dostrzegając wiadomość. Nie czytając, spojrzała na sam koniec gdzie ujrzala jego imię. Serce zabiło jej mocniej i szybciej, bała się tego co może tam pisać. Ponownie weszła do mieszkania, usiadła na kanapie i zaczęła czytać. Z każdym kolejnym zdaniem do jej oczu napływały kolejne łzy, które spływały po jej coraz bledszej twarzy.
- Meg, a co ty... - Jane spostrzegła ponowną obecność przyjaciołki w mieszkaniu, wchodząc do pokoju. Ta jednak nie zareagowała, skupiając się na liście. Każde słowo, było niczym wbicie noża w jej serce, które zaczynało krwawić coraz mocniej. - Meg? Co się dzieje? - zapytała z troską, widząc zdenerwowaną lokatorkę. - Meg?
Po chwili ta spojrzała na nią, całkowicie zalanymi łzami oczami i otworzyła usta, ale nie potrafiła powiedzieć choćby jednego słowa. Nic nie mówiąc, popadła w histeryczny płacz...
***
Witajcie :)
Kolejny rozdział za nami. Mam nadzieję, że się Wam spodobał, choć jest trochę o niczym. Postaram się rozwinąć akcję już w następnym rozdziale :)
Pozdrawiam ♥
no naprawde, mam ochotę dziś tylko płakać, a tu kolejny blog z smutnym rozdziałem :') Borussia już nie jest moja... te słowa... mam dreszcz :/ pani ze sklepu bardzo sympatyczna i mądra, już ją polubiłam :) pozdrawiam i weny życzę!
OdpowiedzUsuńJeju uwielbiam to opowiadanie. Rozdział jest cudowny, smutny ale cudowny. Ciekawe co Marco napisał w tym liście...Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam.:)
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, cieszę się, że wróciłaś, osobiście kocham twojego bloga <3
OdpowiedzUsuńRozdział wcale nie jest o niczym. Tak wiele w nim uczuć... Bólu, goryczy, rozczarowania, strachu, bezsilności, rezygnacji, smutku, rozpaczy...
OdpowiedzUsuńTak bywa, że nie zawsze wiemy jaką drogą podążać, co wybrać. Czasem mając szczęście blisko nie potrafimy do końca tego docenić, po prostu po nie sięgnąć... Boimy się. A potem ono ucieka, albo my uciekamy.
Zawsze jednak jest jakieś wyjście z sytuacji. Możemy się całkowicie poddać, albo zacząć za tym uciekającym szczęściem biec.
Trzeba walczyć !!! Walczyć i wygrywać. Przyznawać się do popełnionych błędów, przepraszać, czasem kajać się, ale iść do przodu. Dać sobie szansę. Sobie i innym. Bo"... życie to do siebie ma, że niezbyt długo trwa... Nie ma czasu martwić się..."- jak śpiewano w piosence. Szkoda czasu na łzy, rozpamiętywanie swoich błędów. Trzeba podnieść się i iść dalej. Walczyć. Marco i Mego powinni zawalczyć o to uczucie. Powinni walczyć o miłość!!!
Kolejny piękny, cudowny rozdział. <3 Nie wiem jak ty potrafisz tak fenomenalnie pisać. Tak, że przeżywa się to tak, jak by się tam było. Te emocje, które towarzyszą bohaterom. Coś wspaniałego. Szkoda, że Marco wyjechał, że po prostu uciekł od wszystkiego... Musi wrócić i zawalczyć o swoje życie, o swoje szczęście, marzenia, miłość. Dobrze, że mógł pogadać z tą kobietą. Że mógł się wyżalić, a ona dała mu bardzo mądre rady. Może teraz to wszystko przemyśli i stanie naprzeciw problemom. Magda i Marco muszą w końcu porozmawiać twarzą w twarz. Wyjaśnić sobie wszystko. Przecież oni tak się kochają, tak siebie pragną. Czekam z niecierpliwością na następny tak cudowny rozdział. Pozdrawiam i przepraszam, że tak późno komentuję. :*
OdpowiedzUsuńOliwia ;)
kiedy kolejny rozdział? Ciekawość mnie zżera co wydarzy się dalej. Czekam z niecierpliwością i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że jeszcze nic nowego się nie ukazało, lecz jestem pochłonięta nauką niestety. Postaram się coś dodać na tym weekendzie więc zapraszam i proszę jednocześnie o cierpliowść.
UsuńPozdrawiam ♥
Uwielbiam . Twój blog jest najlepszy jakiego kiedykolwiek czytałam . Słowo po słowie , zdanie po zdaniu , linijka po linijce . Chce się więcej i więcej . Znam go prawie na pamięć . Każdy rozdział czytam po kilka razy , z reszta jak całość . Codziennie sprawdzam czy aby nie dodalas kolejnego rozdziału bo potrafisz pisać . Robisz to perfekcyjnie i cholernie Ci tego zazdroszczę . Piszesz to w taki sposób jaki uwielbiam , i to jeszcze tak życiowo . Nobla literackiego powinna za to dostać ! ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia spod polsko-niemieckiej granicy ;-)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJajkuuu płaczę! Naprawdę płaczę! Dodaj już kolejny rozdział, bo naprawdę nie mogę się doczekać co dalej... Marco nie może odejść, nie może! To jest takie... Serce mi się kraje ;-;
OdpowiedzUsuńkiedy nowy rozdział? moja ciekawość nie daje mi spokoju, bardzo moim ciekawi co będzie dalej i co jest w tym liscie od Marco. Czekam więc na kolejny i pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń